Przeczytałem dziś w nocy po raz pierwszy "Powrót Mrocznego Rycerza", "Mroczny Rycerz Kontratakuje 1, 2 i 3" a także drugi raz w życiu "Azyl Arkham" (lecz pierwszy raz powoli, bez pośpiechu).
Powrót Mrocznego Rycerza: Podszedłem do tego dzieła z wielką nadzieją (w końcu to podobno najlepsza opowieść o nietoperzu) a także z wielką obawą przed tłumaczeniem Kreczmara. Nadzieje zostały spełnione, obawy też więc wyszło tak jak sobie założyłem. Myślałem że tylu wątków i postaci co w Sandmanie to się już w innym komiksie upchać nie da bez wyprodukowania ciężkostrawnej papki. Frank Miller jednak dał radę. Supermany, Zielone Latarnie, mutanci i inne stworzenia boskie (i nie boskie) latają i biegają w te i wewte wygłaszając nie do końca mądre zdania (często spowodowane złym tłumaczeniem, ale o tym dalej) ale to jest fajne. Nietoperz czasem przegrywa i jest fajnie. Robin to kobieta (dziewczynka raczej) i to jest fajne. Ogólnie wszystko jest fajne oprócz niektórych drętwych dialogów:/ Batman w końcu jest taki jak być powinien: daje po dupie, łamie kości, zabija i jeszcze się z tego cieszy...
Wszystko jest zakręcone ale trzyma się kupy, tak powinny wyglądać komiksy typowo rozrywkowe. Nie dziwi mnie więc fakt że komiks został tak entuzjastycznie przyjęty w tamtych czasach. Bardzo lubię motyw z ekranikami tv. Pierwszy raz spotkałem się z tym w komiksie Spawn ale z tego co rozumiem Miller jest pomysłodawcą tego sposobu narracji. Tak powinno być w każdym banku. Ogólnie komiks oceniam 8/10. Dla mnie to komiks typowo rozrywkowy. Czytasz, czytasz i nie możesz przestać jechac dalej bo historia ani na chwilę nie zwalnia. DKR jet jak dobry film sensacyjny. Warto zainwestować aby się dobrze rozerwać.
Komiks czytałem próbując zapomnieć o artykule o błędach. Jednak niektóre momenty w tym komiksie (nawet czytając szybko i bez specjalnej uwagi na ideologiczne pieprzenie nietoperza i inne smętne wstawki) po prostu wybijają z rytmu czytającego. Mnie najbardziej wkurzył ten kawałek: "Coś mi mówiło, żebym stanął na jego nodze. Nie usłuchałem impulsu". Wybił mnie z transu czytelniczego (czy jak to zwać). Pomyślałem o co do k.... chodzi?". Poszukałem specjalnie i znalazłem ten moment w artykule o błędach w tym komiksie. Tragedia... Jednak większość błędów mnie po prostu nie obchodziła, wyłączyłem mózg z najwyższych komiksowych obrotów, domagałem się tylko megahitowego polsatowego poziomu i go otrzymałem. Na analizę ideologii Batmana z "Powrotu..." i innych mądrych rzeczy z tego komiksu przyjdzie pora ale już w oryginalnym języku. Nie chciałem sobie po prostu psuć humoru polską wersją ale jednocześnie bardzo chciałem komiks poznać więc poszedłem na kompromis czyli traktowanie komiksu jako czystą rozrywkę
Mroczny Rycerz Kontratakuje: Jeszcze więcej wątków i jeszcze więcej postaci (sic!) niż w pierwszej części i niby komiks trzyma się kupy ale miejscami jest dziwnie. Jakieś dinozaury, córa Supermana, kryptonianie w słoiku i inne nie do końca normalne wynalazki przelewają się na każdej karcie tego komiksu ale...czyta się to jednym tchem! Komiks ma dużo mniej "ekraników" i w ogóle dialogów (w porównaniu z Powrotem...) które zostały w większości zastąpione całostronicowymi kadrami. Wyszły one nad wyraz dobrze. Jest na czym oko zawiesic, oj jest. Już w powrocie zachwycił mnie duży rysunek Batmana na koniu, w MRK jest dużo takich fajnych kadrów (wygląda to jak akwarelki). Trochę przypomina mi to wyczyny Bisley`a w Slaine`ie. Kolejny niby "mega hit polsatowy" też spełnił swoje zadanie. Batman jest jeszcze gorszym sk......... niż w Powrocie, widac że powoli przechodzi na złą stronę mocy aby ratować...to co kocha (niczym Anakin swoją ukochaną w Star Wars). Nie ma grzecznego nietoperza, jest śmierć i zniszczenie. Czyta się to świetnie a ogląda jeszcze lepiej. I o to chodzi! Też mocna 8 ma 10 mozliwych punktów.
Azyl Arkham: Pierwszy raz przeczytałem ten komiks parę lat temu na szybciora...w pociągu. Wymieniłem się na czas podróży z innym komiksiarzem (chyba na Sandmana jakiegoś lub Kaznodzieję). Nie miałem wtedy za dużo czasu ale też bez przesady, zbyt szybko też z tym nie musiałem jechać. Pamiętam że Azyl wydawał mi się wtedy komiksem o niczym. Ot wszedł nietoperz do budynku, spotkał paru gości, pogadał z Jokerem o swoim szaleństwie (tak jakby czytelnik nie wiedział że Batman nie jest do końca normalny). Banał goni banał... Komiks się skończył a ja nie wiedziałem co Ci ludzie w tym widzą. Nawet rysunki wydały mi się średnio fajne, za dużo w tym brudu i rozmanych kadrów pomyślałem. Trasa dobiegła końca, oddałem więc komiks towarzyszowi podróży i wysiadłem z pociągu. Na drugi dzień tak jakby zapomniałem o tym zdarzeniu i tym komiksie. Jednak miałem ochotę przeczytać raz jeszcze bo coś mnie w tym dziele zintrygowało. Tylko nie wiedziałem co. Dopadłem dzisiaj komiks po raz drugi, specjalnie przejrzałem jeszcze 3 razy same rysunki aby poszukać kilku smaczków. Przekonałem się do wyczynów Mckeana, szcególnie podoba mi się cała scena ze Smokiem/krokodylem i walka na dachu+anioł. Super sprawa. Motywy z karatami tarota nie są dla mnie do końca zrozumiałe gdyż nie mam o tym za dużego pojęcia. Moja ulubiona postać z tego komiksu to poza krokodylem Two-face i jego "wybory". Wszystko co związane z Two-facem w tym komiksie to pomysły na najwyższym poziomie-łącznie ze sceną końcową. Joker jest niezły ale tylko niezły. Smęcenie o szaleństwie Batmana i zabiciu jego rodziców to męka. Czy ten motyw musi się pojawiać w każdym nietoperzowatym komiksie uznawanym za wybitny?! Batman to pół-świr, zabito mu rodziców i on na to patrzył! Każdy wie że od tego można ześwirować i w masce nietoperza popierzać po ulicach Gotham. Jak mnie ten motyw męczy...
Każdy scenarzysta chcąc pokazać coś nowego wychodzi zawsze z tego samego punktu. Spod kina gdzie mały Bruce miał bawić się świetnie a zobaczył coś co zmieniło jego życie. Potem wpadł do jaskini, zobaczył nietoperza i został obłąkanym gościem w pelerynie. Obłąkanym ale nie głupim czy zwariowanym. W opowiadaniu Sandman: "Trzy Wrześnie i jeden Styczeń" jeden z Nieskończonych wygłasza takie słowa: "Jego obłęd nie pozwala mu zwariowac". I słowa te idealnie pasują do Bruce`a Wayna. Jest obłąkany ale nie, nie zwariował! I nie zwariuje bo...jest za bardzo obłąkany swoją chęcią zwalcznia zła. A Morrison przez cały komiks cacka się z tym i chce nam pokazać że Batman być może jest wariatem. A każdy wie że nie jest od pierwszej kartki i wiadomo że nie ma ch... żeby naprawdę zwariował. Pisałem już że mnie ten jeden motyw męczy? Nie? To piszę: męczy mnie to strasznie. Reszta rzeczy w tej powieści graficznej to mistrzostwo świata. Dla mnie Azyl to takie komiksowe Pulp Fiction. Po pierwszym oglądnięciu filmu Tarantino nie wiedziałem czy mam się śmiać czy płakać. Wydawało mi się wtedy że to słaby, przereklamowany film o gangsterach. Zobaczyłem po raz drugi, trzeci, czwarty i mnie wciągnęło na maxa. Mogę ten film oglądać od początku, od środka, od końca i zawsze to dla mnie kulka między oczy. 10/10 jak nic! Podobnie AA, pierwsze czytanie-nędza, drugie-super! Azyl jest jak narkotyk, ciągle przeglądasz te same kadry, przewracasz kolejne strony i nadal cieszy widok Jokera, krokodyla i innych. Nigdy nie dam temu komiksowi 10, (tym samym nigdy nie uznam tego komiksu za dzieło zdecydowanie wybitne) właśnie z tego względu że znowu scenarzysta wyszedł z Multikina z Zorro trzymając w ręce popcorn i kazał nam oglądać śmierć rodziców Bruce`a. Jakie to jest nudne i jakże mnie to męczy!
Na dziś daję 7,5/10 ale znowu mam w tej chwili komiks na kolanach i znowu przewracam strony i wartość komiksu ciągle rośnie. Kiedyś może dam nawet 9,5/10. Dychy nie dam nigdy, już wcześniej napisałem dlaczego.
Zaraz się zabierm za Batman/Venom: JAD, zobaczymy czy tam też jest kino...