@ Koalar
Wina po mojej, niezbyt precyzyjnie.
Jak uwielbiam rysunki Sale, tak design stroju Catwoman to dla mnie nieporozumienie (ogon nawet spoko, ale wąsy? Da faq? Choć, jeden wtręt w „Silencio” każe mi przypuszczać, że Loeb był akurat fanem tego projektu). Joker z brodą-drążkiem dla papug jest niedorzeczny ale nawet niech będzie, miało to jakiś urok. W „Blue” Sale pokazał, że potrafi rysować przepiękne, seksowne kobiety. Ivy jest brzydka, z jakimś dziwnym czymś tytłającym się po podłodze. Scarecrowa po prostu mu się nie chciało rysować.
Ale mniejsza, skończyłem właśnie czytać „Silecio” i już dokładnie wiem, jaki mam problem z LH.
LH zaczyna się przy ziemi. Bierze klimat i wątki z Year One i zdaje obiecywać kontynuację tegoż. Marlowe meets Godfather. W dekoracjach z Batmana.
Problem, nie do przeskoczenia dla mnie, zaczyna się wraz z inwazją przebierańców. Wprowadzonych od czapy i kompletnie nie na miejscu – jak zresztą słusznie siostra Romana zauważa. Może to DC kazało Loebowi powsadzać do komiksu cudaków, nie wiem. Wiem, że po znakomitym początku, dostaję D&D encounters slash monster of the week.
Dysonans straszny. I to zakończenie. Dla mnie nie do przyjęcia.
Dla odmiany „Silencio”.
Od wejścia jest superhero, obecność kolejnych adwersarzy/ sprzymierzeńców ładnie gra. Cholera, nawet Supermena, postać której nie znoszę udało się Loebowi napisać tak, że nie miałem rzygu. I choć w sekundzie w której pojawiły się Tommy, wiedziałem kto będzie „tym złym” (tak, oczywiste to było), tak drugi deus – Riddler zaskoczył mnie tu wyjątkowo pozytywnie. Wszystko się kupy trzyma. I bardzo mi odpowiada co Loeb zrobił z „związkiem” Batmana i Catwoman.
Hush podobał mi się bardzo (nawet pomimo tego, że rysował to rzemieślnik Lee, któremu nijak do Sale), LH odbieram jako zaprzepaszczoną szansę na komiks bardzo dobry. Może też po postu miałem za duże oczekiwania?
Patrząc na średnią, zamawiam kolejne trejdy pisane przez Loeba.
@kelen
Ech, chciałbym, żeby to faktycznie tak było... Ciekawy tekst, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że bardzo życzeniowy. Ot, próba usprawiedliwienia ewidentnej durnoty i szukania drugiego dna. Przypomniało mi się podczas lektury tego tekstu opowiadanie opublikowane w „Magii i Mieczu” przy okazji premiery „Pani Jeziora” zatytułowane (chyba, dawno temu to było a ja o pamięć mam zawodną) „Jego ostatnia szansa”. Tam dla odmiany jakiś fan próbował zracjonalizować kuriozalne zakończenie Sagi...