Po dwóch pierwszych tomach "Skalpu" - - - - - - - - - - - - - - - -- - - - -- - - - - - - - - - - - znużenie.
Klimat kolejnych zeszytów wsącza się w skórę, czytane cięgiem pozwalają na kumulację nieciekawych, to pewne, emocji. Trudno chyba wymarzyć sobie lepszy efekt estetyczny serii, która o beznadziei, bylejakości, wyobcowaniu ma traktować. I chyba dobrze, że nie mogę chwilowo czytać dalej. Chyba chcę się zatrzymać przez chwilę na tym zakręcie, na którym są bohaterowie, i precyzyjniej (już na zimno) przepracować to, co ich boli. To ważne, bo ta seria robi wrażenie tekstu zaangażowanego, empatycznego gestu względem wspólnoty, którą większość w Stanach ma najpewniej w głębokim poważaniu, jeśli nie w pogardzie. Uczłowieczenie "Upadających na ziemię" (a imię ich, wbrew pozorom, w serii tej to Legion) to zadanie niebanalne. I ciekawie tu zrobione.
Jeszcze nie wiem, czy zaletą, czy minusem serii jest
zogniskowanie większości biografii wokół kwestii "być tu, czy być poza rezerwatem". W poszczególnych wariantach to ważne i sensowne rozróżnienie, określa też wyraziście miejsce kultury Indian we współczesnej Ameryce. Powtarzalność biografii jest istotnym elementem tego przekleństwa: bohaterowie nie chcą być tacy jaki ich rodzice / bracia / martwi kuzyni..., ale - siłą rzeczy - nimi właśnie się stają.
Rezerwat jako zakaźny stan duszy bardzo do mnie przemawia. Zastanawiam się jedynie, w jakim stopniu jest to jednak pewna projekcja - mit współczesnej Ameryki (czy pewnej jej cząstki) i próba rozgrywania przez autorów tematu tożsamości niechcący po linii tych samych klisz, które z całych sił starają się odrzucić. Czyli: na ile rezerwat ma cokolwiek wspólnego z byciem Indianinem? W jakim stopniu ta ziemia, własna ziemia "ofiarowana" przez białych kolonizatorów powinna wyznaczać granice refleksji o własnym powołaniu i zobowiązaniach? Są miejsca w tych tomach, w których tak spolaryzowany świat przemawiał do mnie bardzo mocno, w których ulegałem, podobnie jak młody Dino pochylony nad dwoma tysiącami dolarów, atrakcyjności tak postawionej kwestii. Ale to może "znużenie" brało górę? Gdy się człowiek da pochłonąć światowi przedstawionemu, trudniej wybić się sądom na niepodległość.
Gdy patrzę z boku, wciąż się waham. Jeszcze nie wiem bowiem, na ile ten model zostanie rozegrany (i czy zostanie zmodyfikowany) w późniejszych partiach. Trochę na to liczę. Póki co wiem jednak na pewno, że jest to bardzo dobra seria, którą już tylko za okładki poszczególnych zeszytów można wpisać na listę współczesnej klasyki.