Gildia Literatury (www.literatura.gildia.pl) > Dyżur Literacki

Dyżur literacki - Jakub Ćwiek

<< < (3/5) > >>

Jakub Ćwiek:
Bartku,

1.
Dlaczego miałbyś się bać wydawcy? Jedyne co Ci grozi z jego strony to informacja, że nie są Twoim tekstem zainteresowani, przecież ani Cię nie pobiją, ani policji literackiej nie naślą. Już raczej martwiłbym się na Twoim miejscu co będzie jak książka wyjdzie, ale się ludziom nie spodoba. Zwłaszcza w sieci. Internet i możliwość zatajenia swojego nazwiska dodaje ludziom wielkiej śmiałości, a fakt, że w jakiejkolwiek dyskusji mają wsparcie googla i czas dłuższy niż kilka sekund - czyni z nich erudytów o ciętej ripoście. Dlatego tu raczej dopatrywałbym się podstaw do obaw. To zawód, w którym trzeba mieć jednak, wybacz mój francuski, twardą dupę.
Co do opowiadań w magazynach, to tak się akurat złożyło, że trafiłem z książką na moment, gdy debiuty były potrzebne by zlikwidować pewien zastój na rynku - stara gwardia nie wyrabiała z pisaniem, młodzi nie pisali hitów. W tym samym czasie pisma były tak naprawdę w odwrocie. Owszem, wchodziły w grę publikacje w sieci, ale to mnie jakoś mniej kręciło - sam średnio lubię czytać z ekranu, więc mało empatyczny jestem wobec ludzi, którzy tak wolą - zostałem więc przede wszystkim przy książkach. A odpowiadając na pytanie o plan - teraz mam, na początku mówiąc szczerze, szedłem na żywioł. Często tak robię i zwykle się sprawdza, choć czasem ściąga też na mnie kłopoty.

2.
Zgadzam się z Tobą, że rynek jest zaśmiecony i rzeczywiście w ciemno wybiera się coraz trudniej. Uważam jednak, że stosujemy linię podziału nie w tym miejscu gdzie powinniśmy i przez to wychodzą głupie zgrzyty. To znaczy podział literatury na ambitną i rozrywkową jest jak dzielenie kobiet na ładne i mądre, mężczyzn na umięśnionych i oczytanych, dzieci na zdrowe i czarne. Wyobrażam sobie dobrą literaturę rozrywkową, która jest ambitna (choć niekoniecznie problemowa) i jest literaturą wysokiej klasy, mimo iż wcale nie dotyka sensu istnienia i istoty wszechświata. Ważne jest, by zrozumieć medium, którym się posługujemy, by wiedzieć co się robi. Problem, zarówno nasz jak i chyba całego literackiego światka to, wspomniane już przeze mnie przeświadczenie, że oto pomysł jaki mamy jest tak wybitny i genialny, że nic tylko siąść i pisać, bo nieważne jak przedstawione, to nadal jest genialny koncept. I paradoksalnie, często jest genialny, tyle, że nie nasz a Szekspira albo innego z wielkich, a do tego w tamtej wersji napisany kilka razy ładniej, lepiej. Żeby nie było wątpliwości, sam popełniam ten błąd, mam nadzieję, że z czasem coraz rzadziej.
Z drugiej strony czasami uważam, że niektóre historie należy opowiedzieć w sposób najprostszy z możliwych, bo opowieść rzeczywiście broni się sama. Do tego jednak trzeba bardziej pokory niż ignorancji.

3.

A widzisz, to ja nie wiedziałem, że podczas konkursu toczyła się przy okazji serwisowa batalia ;) I oczywiście, że moje punkty programu są często chaotyczne - taki ich znak firmowy jest i myślałem, że już wszyscy o tym wiedzą. Co do przyszłych inicjatyw tego typu, kto wie - jak przyjdzie mi (nam) jakiś nowy pomysł, bo choć czasem muszę się powtarzać (mówię o prelekcjach, konkursach etc. ) to zwykle robię to baaardzo niechętnie. Ale coś się wymyśli.

4.

ad1.

Tak, jestem dzieckiem popkultury. Powiem więcej, choć zabrzmi to nieco pyszałkowato - większość z nas, pokoleń ostatnich czterech dekad jest, z tym że niekoniecznie wielu świadomych. Ja wiem z czego wyrastam, staram się popkulturę poznawać i świadomie przetwarzać. Póki co brakuje mi jeszcze tej odwagi i konceptu, co chociażby Jackowi Dukajowi, który swoim "Wrońcem" zassał do popkultury element współczesnej historii i ułożył go sobie wedle własnej koncepcji, ale myślę, że jestem na dobrej drodze, by zupełnie w pełni i świadomie czerpać z migotliwej krynicy pokolenia MTv i tworzyć zupełnie nową jakość. Na razie robię swoje w ramach pokolenia i jego dostępnych środków.
A wystrzegać się w popkulturze trzeba przede wszystkim błysków, krótkotrwałej sławy i chwały - zwłaszcza jeśli mamy zamiar się do niej odnieść. Potrzebne jest wyczucie, by z jednej strony trzymać rękę na pulsie, z drugiej nie zachłysnąć się byle błyskotką i nie pogrążyć tym samym swojej pracy w odmętach niezrozumiałego bełkotu. Dzieło popkulturowe winno być czytelne bez kontekstu do którego się odnosi, samo w sobie. To musi być spójna, nawet jeśli bardzo prosta historia, którą przeczytać może każdy. Kłamca to poczet mitów w konwencji kina akcji, bądź gry komputerowej. Naszpikowany odniesieniami jak ta pielęgniarka z "Piły" igłami (to akurat taki błysk właśnie, bo odniesienie do plakatu nie zadziała zbyt długo), ale mimo to czytelny na poziomie podstawowym. Banalny, ale czytelny.

ad2.

"Gotuj z papieżem" to wyraz mojej szczerej niechęci wobec ludzkiej głupoty i hipokryzji. Nie miał być to cios wymierzony w katolików - sam nim jestem - w Radio Maryja czy cokolwiek innego. Miała to być kpina z oszołomstwa i tego jak łatwo ludzie dają sobą manipulować. I to nie tylko ci religijni, uważam, że w dzisiejszych czasach ateizm jako taki stał się doktryną, drogą życia i oświecenia, ścieżką na której jeden po drugim ustawiają się prorocy pokroju Dawkinsa. Chciałem pośmiać się trochę z tego ślepego maszerowania i kupowania wszystkiego, co pojawi się w telewizji, z tworzenia bożków, ale i zareagować na rzecz najsmutniejszą. Taką mianowicie, że Polska nigdy nie miała swojego papieża w sensie duchowego przewodnika. Niezależnie od tego co mówił Jan Paweł II traktowaliśmy go najpierw jako lidera wielkiej prowokacji i publicznego zrywu, a potem jako celebrytę, który jeździł po kraju z trasą koncertową. Bo przecież wszyscy pamiętamy z  wizyty w Wadowicach dygresyjkę o kremówkach. A coś jeszcze? Tak bez googla?

ad3.

Z makabrą w literaturze jest trochę jak z seksem. Strasznie ciężko napisać tak, by nie narazić się na śmieszność, by nie przeszarżować, a jednocześnie osiągnąć zamierzony efekt. Traktuję to jako pisarskie wyzwanie i bardzo się cieszę jeśli ktoś po przeczytaniu danego opisu ma mdłości. Znaczy, że mi się udało.
Subtelniejszym, choć również nie pozbawionym makabry horrorem, jest wspomniane tu "Ciemność płonie". Sięgnij przy okazji, bo to książka na podstawie której najlepiej wyrobić sobie zdanie o moim potencjale (bądź jego braku ) w temacie grozy i horroru.


Pozdrawiam

Jakub
   

Girwan:
a ja będę drążył temat i zadawał pytania "bardziej kuchenne" :)

1. W jaki sposób szlifujesz (o ile to robisz znaczy masz taką potrzebę) swój warsztat literacki?
2. Jak wygląda wydawanie książek "od kuchni". Przesyłasz rękopis (no .. maszynopis) do wydawcy i co dalej?
3. No i najważniejsze .. czy dziś da się żyć z pisania książek? :)

Marian86:
Witam!
Z góry chciałbym podziękować Panu Jakubowi dorobek literacki, którym umilam sobie życie na przydługich wykładach.
Moje pytania będą trochę odbiegać od tych wcześniej zadanych, ale ciekawość wzięła górę.
Jedna rzecz męczyła mnie od pewnego czasu, jak to jest z Panem i Panią Anną Kańtoch? ;-). Czytając opowiadanie "Miejsce, które jest" zamieszczone w zbiorze "Gotuj z Papieżem" dedykuje je pan między innymi Annie Kańtoch, pierwsza myśl jaka mi się nasunęła to ta, że być może jest przyjaciółką rodziny, choć taki zbieg okoliczności? dwóch równie idealnych twórców fantastyki niemalże pod jednym dachem?......nieee. coś tu jest nie tak :doubt:
Natomiast moje drugie pytanie wiąże się również z Panią Anną Kańtoch, zastanawiał się Pan kiedyś nad napisaniem wspólnej powieści z Panią Kańtoch? byłbym wielce ciekaw co by wyszło z takiego połączenia
Pozdrawiam
 

keddie:

--- Cytuj ---Dlaczego miałbyś się bać wydawcy? Jedyne co Ci grozi z jego strony to informacja, że nie są Twoim tekstem zainteresowani, przecież ani Cię nie pobiją, ani policji literackiej nie naślą. Już raczej martwiłbym się na Twoim miejscu co będzie jak książka wyjdzie, ale się ludziom nie spodoba. Zwłaszcza w sieci. Internet i możliwość zatajenia swojego nazwiska dodaje ludziom wielkiej śmiałości, a fakt, że w jakiejkolwiek dyskusji mają wsparcie googla i czas dłuższy niż kilka sekund - czyni z nich erudytów o ciętej ripoście. Dlatego tu raczej dopatrywałbym się podstaw do obaw. To zawód, w którym trzeba mieć jednak, wybacz mój francuski, twardą dupę.
--- Koniec cytatu ---

Eh, niestety - jest tak, jak mówisz. Dlatego sam podpisuje się pod tekstami imieniem i nazwiskiem, by brać odpowiedzialność za to, co wygaduję na forum publicznym. W związku z tym co piszesz - na pewno spotkałeś się w necie (i nie tylko) z opiniami i głupotami wyssanymi z palca. Jak reagujesz? Interweniujesz czy ignorujesz?


--- Cytuj ---Uważam jednak, że stosujemy linię podziału nie w tym miejscu gdzie powinniśmy i przez to wychodzą głupie zgrzyty. To znaczy podział literatury na ambitną i rozrywkową jest jak dzielenie kobiet na ładne i mądre, mężczyzn na umięśnionych i oczytanych, dzieci na zdrowe i czarne. Wyobrażam sobie dobrą literaturę rozrywkową, która jest ambitna (choć niekoniecznie problemowa) i jest literaturą wysokiej klasy, mimo iż wcale nie dotyka sensu istnienia i istoty wszechświata.
--- Koniec cytatu ---

Zgadzam się z Tobą w pełni.


--- Cytuj ---A widzisz, to ja nie wiedziałem, że podczas konkursu toczyła się przy okazji serwisowa batalia
--- Koniec cytatu ---

Wszyscy się kochamy, lecz to przegrany stawia ;)


--- Cytuj ---Co do przyszłych inicjatyw tego typu, kto wie - jak przyjdzie mi (nam) jakiś nowy pomysł, bo choć czasem muszę się powtarzać (mówię o prelekcjach, konkursach etc. ) to zwykle robię to baaardzo niechętnie. Ale coś się wymyśli.
--- Koniec cytatu ---

Czekam z niecierpliwością, a "Ciemność płonie" postaram się dorwać, zgodnie z radą :)

Dobra, znów pytanie, tym razem krótko, by w paradę innym nie wchodzić:
- jak oceniasz promocję książek w Polsce? Czy wydawcy pomagają? Czasem mam wrażenie, że to pisarz musi odwalać większość roboty :)

Pzdr,

Bartek




Jakub Ćwiek:
Girwan:

1. Jak szlifuję warsztat? Przede wszystkim dużo czytam i próbuję niekiedy przeszczepiać do siebie to, co mi się spodoba. Czasem próbuję różne sceny napisać na różne sposoby i zastanawiam się, który będzie najlepszy. Przede wszystkim jednak staram się zmieniać tematy na które piszę, robić duże skoki w epokach, przechodzić między gatunkami. Owszem, przed wszystkim w obrębie fantasy, ale jednak. To, chociażby poprzez dobór lektur podczas reaserchu bardzo wpływa na efekt końcowy.

2. Zanim prześlę plik, czyta go Ania Kańtoch i ona stwierdza czy to co napisałem do czegoś się nadaje. Jeśli tak, tekst wędruje do wydawcy, a tam czeka na redakcję. Potem jest praca z redaktorem, nanoszenie poprawek, starcie umysłów i koncepcji na poziomie scen, akapitów, zdań, wreszcie tekst trafia do korekty. Stamtąd wraca do mnie tylko wtedy kiedy coś wymaga mojej interwencji. A potem druk, książki na półkach, spotkania autorskie, sława... etc.

3. Tak, da się dzisiaj wyżyć z pisania książek i to w zasadzie pod tymi samymi warunkami co w wielu innych zawodach. To znaczy, pracujesz w miarę regularnie, przelewy przychodzą na czas, masz trochę szczęścia i dużo pomysłów. Z pierwszym miewam kłopoty, z drugim bywa naprawdę różnie, ale dwa ostatnie jakoś, dzięki Bogu, nie zawodzą.

Marian86

Z Anią Kańtoch, która jest moją serdeczną przyjaciółką, pod jednym dachem bywałem nie raz - wywodzimy się z tego samego Klubu (ŚKF) i odkąd pamiętam, nawzajem sobie pomagamy. Chcę wierzyć, że ja jej choć w połowie tak jak ona mnie. Nie tylko "Miejsce..." jest Ani dedykowane. Także "Smutni" z tego samego zbioru, a pewnie i więcej. Bo Ania jest przefantastyczną osobą i cudownym pierwszym czytelnikiem. I tak, zastanawiałem się nad pisaniem z Anią, choć wątpię, by coś z tego wyszło, bo interesują nas zupełnie inne tematy. Jako czytelnicy jesteśmy otwarci, jako autorzy już jakby mniej. Ale nic nie jest wykluczone. Przynajmniej dopóki nie porozmawiam z Anią i dopóki mnie nie wyśmieje :)


Keddie

Staram się nie reagować na głupawe opinie bądź licytacje kto nie lubi mnie bardziej, bo to część tego zawodu i nie przeskoczę. Z drugiej strony głupoty wyssane z palca - a im bardziej anonimowe tym bardziej obrzydliwe - wymagają czasem mojej interwencji. Czasem bardzo radykalnej.

Co do promocji książek w Polsce, bywa z tym różnie. Na pewno nie da się wypromować książki, jeśli wydaje się ich mnóstwo, a ma się kilkuosobowy zespół marketingowy. Każda książka to osobny temat, osobny pakiet możliwości a więc i niezbędna osobna reklama. I oczywiście, że żyjemy w kraju, gdzie autor, jeśli chce dobrej promocji, dużą jej część musi wziąć na siebie. Pytanie jak Wydawca czuje temat i jak bardzo chce się zaangażować. Ogólnie rzecz biorąc chwilowo promocja książek wypada blado, ale tam gdzie to możliwe, gdzie jest czas na zajęcie się pojedynczym tytułem dłużej niż przez tydzień, wreszcie gdzie są chęci, pomysły i otwarte uszy, sytuacja idzie ku dobremu. Znam przynajmniej dwa wydawnictwa stricte fantastyczne, w których traktuje się tak jak na to zasługuje - jako jeden z filarów. Ciekawe czy ich śladem pójdą też inni.

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

[*] Poprzednia strona

Idź do wersji pełnej