No nie wiem - choc niektore komiksy Millera mi sie podobaly, to jednak porównywanie go do Moore'a jest troche bez sensu.
Miller to taki gosc w stylu Quentina Tarantino - przezuwacz popkultury, ktory wypluwa z siebie szybko przyswajalna papke dla malo wymagajacego odbiorcy. Trzeba przyznac, ze czesto wychodzi mu to swietnie.
Moore to zawodnik, ktory pod pozorem wyzej wymienionej papki (choc nie zawsze sie do niej ucieka) przekazuje calkiem glebokie przemyslenia na temat kondycji czlowieka. W komiksach Moore'a mozna szukac drugiego dna, interpretowac je, dyskutowac, odzierac z koeljnych warst zanczen, szukac podtekstow.
Komiksy Millera mozna przeczytac i odlozyc na kupke.
Gdyby Moore'e przyznal sie do jakichkolwiek zwiazkow z tym dziadostwem, ktore produkuje Hollywood (moze pomijajac Straznikow i From Hell - calkiem udane filmy, choc niezbyt udane adaptacje), to spuscilby cala swoja tworczosc i to co chce przekazac w kiblu. Dziwicie sie, ze sie do tego nie pali?