nie znam filmów kultowych, chyba, że przez kult należy uznać powstawanie religii, np. w ramach SW...
dla mnie ważnymi filmami są:
- trylogia bezimiennego Leone; zabawa konwencją w najlepszym stylu, doskonałe aktorstwo, takaż muzyka...doskonałą rpaca kamery widoczna tylko na panoramie - ścinki telewizyjne są koszmarne
- dwóch pierwszych ojców chrzestnych; niesamowita muzyka, genialne aktorstwo, nieliczny przykład w kinie, że sequel może być lepszy od pierwszej części; trzecia część jest niezła, ale nic poza tym
- blade runner; najlepsza ekranizacja k. dicka, w której zachowano sens pytań przez niego stawianych...
- glory; niby nic, niby ckliwe i naiwne, a wzrusza za każdym razem...kilka cudownie wysmakowanych scen, niezła muzyka
- siedmiu samurajów; kwintesencja kurosawy, charakterystyczna kamera, oszczędna narracja, gra mimiką, a nie słowem...o niebo lepsze, niż remake amerykański (który lubię, bo sympatycznie zrobili
)
- hydrozagadka; kopalnia cytatów, o wiele bardziej pasujący mi humor niż u Barei (choć tego ostatniego też bardzo lubię)
mógłbym wspomnieć o Fincherze i Mendesie robiących niezwykle klimatyczne filmy, o genialnych aktorsko 'Podejrzanych', o znakomicie zrealizowanym 'Bravehearcie', czy przełomowych pierwszych 'Obcych', ale im jeszcze dalej w moim rankingu do pozycji kultowości...
pozdrawiam
ps. a czasami najlepsze na świecie są filmy Ephron