Totalnym przypadkiem, zupełnie nic nie wiedząc wcześniej o filmie, zacząłem oglądać "Nowe życie" ("The Lazarus Project") z Paulem Walkerem (tym od "Szybcy i wściekli") w roli głównej. Z pierwszych minut wydawało się, że będzie to dramat o powracajacym do normalnego życia byłym skazańcu, któremu los rzuca kłody pod nogi. Po pewnej wpadce zostaje skazany na śmierć, wyrok wykonują i... budzi się w dziwnym miasteczku! Nie chcę spoilerować, ale ten początek mnie zaskoczył bo ni stąd ni z owąd robi się z dramatu obyczajowego thriller z elementami fantastyki. I to taki, w którym pojawiają się "anioły"...
Ogólnie: film zapowiadał się interesująco, ale potężna, smętna dłużyzna w środku psuje przyjemność oglądania. Trochę smęty w środku rekompensuje zakończenie, ale i tak pozostaje niedosyt.
Pozdrawiam