A czy ja mowie, zeby nic nie robic?
Twierdze jedynie, ze proponowana przez Witza formula "festynu komiksowego" nie bedzie ani "idealna impreza komiksowa" ani "panaceum na wszystkie komiksowe bolaczki".(...)
Póki co dziękuje wszystkim za podjęcie tematu i za udział w nim , Być moze jego nazwa powstała nieco na wyrost:) ,jednak nie pora teraz się nad tym zastanawiać.
Zaproponowałem nieco inne spojrzenie na kształt komiksowej imprezy, przełożenie srodka jej ciężkości z „dziadów fandomowych” na przypadkowego uczestnika. To prawda, że dzieciaki są najlepszym i dość wdzięcznym odbiorcą podobnych imprez, ale zazwyczaj te dzieciaki z kimś przychodzą, więc nie ograniczałbym potencjalnego targetu wyłącznie do młodego widza.
Wskazcie mi, jesli sie mylę ale Festiwal w jakiejkolwiek dziedzinienie byłby zorganizowany jest zrobiony zarówno dla branży , której dotyczy jak i zewnętrznego odbiorcy, w tym także, albo przede wszystkim przypadkowego. Mam wrażenie, ze pomimo coraz szumniejszych nazw, że w tym miejscu wspomnę nieodzałowanego prezydenta Kropiwnickiego wykrzykującego coraz bardziej „galaktyczne” przydomki podczas któregoś z łódzkich festiwali, imprezy komiksowe wyszły niewiele poza formę konwentu dla znawców tematu. To nie jest złe. Jak wspomniałem wcześniej i tu pozwolę sobie uzupełnić, to nas konsoliduje jako środowisko i daje nam jako taki sens istnienia, niemniej nie powinno to być wszystko, bo to co robimy nie robimy dla siebie.
Przypadkowa osoba czy ojciec z dzieckiem ma mają za wiele do roboty na przeciętnej imprezie komiksowej w PL, posnuja się po giełdzie, posłuchają fragmentu opowieści np. Pana Polcha, którego z reguły nie kojarzą a jeżeli maja trochę szczęścia i dużo więcej samozaparcia uda im się jeszcze dostac autograf, oczywiście pod warunkiem, że będzie podpisywał Papcio Chmiel albo Baranowski. Po pół godzinie opuszczaja miejsce w poczuciu, że to nie była impreza dla nich
Przeszedłem wczoraj obok Magghi w Krakowie, stoją tam obecnie jakieś wycięte z drewna i pomalowane konstrukcje na bazie wzorów ludowych, nikt nie rozdaje darmowego piwa ani kiełbasy a jednak wokół kręci się masa osób, dzieciaki wyginaja kostrukcje na wszystkie strony, dorośli robia zdjęcia. Po drugiej stronie Wisły z kolei odbywają się targi dziecięce „Baby Care” w namiotach, na powietrzu, producenci przedstawiają swoje artykuły, obok jakas karuzela itd, pomimo kaprysnej pogody nie brakuje zainteresowanych, oczywiście tematyka robi swoje , niemniej wielu ściagnęło, bo coś się dzieje. Czemu coś podobnego nie miałoby się udac z komiksem? Może dlatego, ze samo to okreslenie ma u nas wyjatkowo pejoratywny wydźwięk? Wobec tego zmieńmy to na przynajmniej neutralne.
Po powrocie zobaczyłem tych wariatów z Łowców.B w przebraniu superbohaterów...pastisz, szaleństwo...ale czemu w tle nie było chocby jednego stoiska z komiksami? (mogłby byc same Tm semiki:) Ktoś podwędza nam motyw, żeby wzbogacać swoją impreze, a my, smutni panowie stoimy z założonymi rękami i odcinamy się od tego wszystkiego, żeby czasem nie przyznac, ze komiks to tez dobra zabawa.
Nie przesadzałbym, że po paru godzinach nikt nie pamięta gdzie był i co widział a nawet jeśli to w komórkach, aparatach lezy cała dokumentacja która przypomni i zachęci do powrotu za rok.
Zarówno muzyczka jak i piwo sa obecne także na festiwalach komiksu ale zazwyczaj w charakterze tzw. Afterparty, co mnie zawsze strasznie dziwi ( choć w Warszawie piwo było cały czas) . W Bytomiu tym razem„dla ludu” zagrał Łąki Łan, ten sam zespół który kilka lat temu przygrywał twórcom i niektórym, co twardszym, fanom próbujacym rozerwac się dopiero po komiksowej imprezie.