Film się dobrze ogląda, to prawda. A co do braku tragizmu w portrecie Jacquesa Mesrine - może nie było sensu mu nadawać takiego rysu. Sam pozował na buntownika, bo taka była (i jest nadal) moda. A może prawda wygląda po prostu tak, że niektorzy* zwyczajnie lubią pieniądze bez wysiłku oraz dreszczyk emocji, nie zawsze trzeba do tego społecznego wykluczenia, traum dzieciństwa itp. Gdy nie ma wojny - chłopaki - i niektóre dziewczynki - biorą się za napady, wymuszenia, kradzieże itp., ot, ludzka rzecz. Dorabianie do tego ideologii nie zawsze jest potrzebne. Nie wiem czy jej brak był jakąś wadą filmu: z przestępców i tak często robi się istnych Konradów rozdartych bólem istnienia i prześladowanych przez opresyjny system. To krytycy nazywają kinem społecznie zaangażowanym
, przypominam sobie podobny filmik "Stander", ktory byłby, imo, lepszy i "głębszy", gdyby podarowano sobie łopatologiczne przedstawienie apartheidowej traumy tytułowca. Całe to kreowanie na Janosiko-Chrystusów jest pewnie dosyć zabawne i dla samych "bohaterów".
*No dobrze, większosc lubi, na szczeście nie każdy ma, potrzebne do uskuteczniania tego marzenia, cojones i brak wyobraźni.