a czy dla Polaków cokolwiek kiedykolwiek jest gites?
Rzadko to robię
ale muszę się w tym miejscu zgodzić z yurkiem.
Każda branża ma swoje wzloty i upadki, to że teraz jest słabszy okres dla komiksów niczego tak naprawdę nie musi oznaczać. Bardziej zagrożony jest rynek prasy codziennej na ten przykład, bo od prasy ludzie na pewno się będą odwracać na rzecz mediów elektronicznych (tzn. będą w dalszym ciągu się odwracać). A od komiksów niekoniecznie, bo jest to rynek niszowy i bardzo specyficzny. Rynek skierowany do ludzi, którzy chcą czuć w dłoniach fakturę papieru. Jednocześnie nie jest żadną tajemnicą, że ceny są często wręcz surrealistyczne. I dlatego bardzo ucieszył mnie pomysł Egmontu wyjścia z tańszymi kolekcjami w miękkich okładkach. Szkoda tylko, że nie zawsze to obniżanie cen wychodzi (mam tu na myśli „Wydział Lincoln”).
Skończę tak: sami dobijacie rynek produkując drogie, przesadnie bogate edycje. A takie rzeczy da się sprzedawać co najwyżej w nakładach wabikowych (co też widać po reedycji „wody sodowej”). I nie, wcale w tym miejscu nie żartuję.
I jeszcze jedno: niedawno w „Przekroju” był artykuł o ambitnej (czy może raczej artystycznej) literaturze dziecięcej. Wydawcy narzekali, że sprzedaż jest niewielka (podobnie jak wydawcy komiksów) ale jednocześnie wskazywali, że jest pewien pułap ceny, powyżej którego rodzic książki nie kupi (konkretnie było to 30 zł). Mam wrażenie, że wydawcom komiksów wydaje się, że portfele ich klientów nie mają dna.