Niby czemu?
Kolejny miłośnik pragnący zamknąć swoje hobby w gheccie zapaleńców?
Pozwól ludziom próbować, plewy zawsze odsieją się same. Prawdziwi rycerze zostaną.
Właśnie takimi "gettami zapaleńców" powinny być bractwa rycerskie. Tylko to jest postawa właściwa. Tak właśnie było w średniowieczu. "Gettami zapaleńców" były wszystkie bractwa i cechy - nie wyłączając elitarnego bractwa wojowników, jakim było rycerstwo.
Przykro mi, ale wizja świata liberałów gospodarczych, w której wszystko dzieje się dobrze samo z siebie, a dobro zwycięża bez walki, tylko dlatego, że jest lepsze - po prostu jest niezgodna z rzeczywistością. Gdyby rzeczywistość była właśnie taka, nie byłaby potrzebna policja.
20-30 lat temu w Polsce popularny był ruch turystyczny. Ludzie odnajdywali w nim poczucie wspólnoty, tworzyli pewnego rodzaju bractwo zainteresowanych krajoznawstwem poszukiwaczy przygód. Tworzyli bogatą i w pewnym stopniu opozycyjną wobec systemu kulturę.
Po 1989 r. zrobiono z tego wszystkiego komercyjną "atrakcję turystyczną" dla znudzonych biznesmenów. Popularność ruchu turystycznego po paru latach się skończyła - właśnie dlatego, że przestała kojarzyć się z romantycznymi wędrowcami, a zaczęła - z zarobkami i z rozrywką dla chwilowego czerpania przyjemności. Jak stwierdził Kopernik, pieniądz zły wypiera pieniądz dobry - choć niektórzy uważają, że jest inaczej.
W XIX w. podobnie wytwarzano przemysłowe podróby wyrobów rzemiosła artystycznego. Skutek był taki, że rzemiosło artystyczne - dawniej ważna gałąź gospodarki - upadło, zaś masowo wytwarzane podróby wkrótce przestały ludzi interesować - stąd np. pozbawiona detalu architektura.
W obecnych czasach częsty jest podział na tych, którzy pracują i tych, którzy zarabiają. Tu także mamy do czynienia z sytuacją, w której jedni pracują nad zdobyciem wiedzy, własnego stylu, wyrobieniu sobie pozytywnej opinii - drudzy natomiast, gdy tylko wszystko to stanie się dostatecznie atrakcyjne - zaczynają to dewaluować dla zysku.
Nie wiem, jak dla Was - ale dla mnie to zwyczajna kradzież.
Najpopularniejsi rycerze będą reklamować dezodoranty, które
używają w bitwie, aby się nie spocić.
No i? Z czym ty chcesz walczyć? Jeśli moja pasja pozwala zarobić na chleb, nie będę się cackał. Trenujcie ludzi, organizujcie pokazy, występujcie w reklamach i zorganizujcie męski steaptease w płytach.
Żadna praca nie hańbi. Snobizm tak.
Żadna praca nie hańbi? To idź zarabiać pod latarnię. Jestem pewien, że nie brak "kochających inaczej", których będzie kręcił chłoptaś ubrany w zbroję. Swoją drogą, tego typu poglądy niewiele chyba mają wspólnego z zasadami średniowiecznych rycerzy, którzy właśnie dobrze wiedzieli, że niektórych zajęć - nawet uczciwych - prawdziwy chrześcijański wojownik nie powinien wykonywać. Rycerz - prawdziwy rycerz, nie biznesmen ani yuppie, bawiący się w rycerza - raczej wybrałby śmierć, niż zarabianie w sposób niezgodny z kodeksem rycerskim.
Snobizmem bym tego nie nazwał. A jeśli ktoś patrzy na to w ten sposób, to patrzy nieprawidłowo. Inaczej musielibyśmy uznać za przejaw snobizmu istnienie cechów w miastach. Przecież to normalne, że do cechu kowali mógł należeć tylko kowal, uprawijący swój zawód na serio, a nie ktoś, dla kogo kowalstwo to była fajna zabawa! Czy dziwi kogoś, że członkiem związku zawodowego górników może być tylko prawdziwy górnik, a nie ktoś, kto za opłatą na chwilę zszedł pod ziemię? Tak powinno być i w tym przypadku, tylko forsa zaćmiła nam umysły
.
Każdy prawdziwy pasjonat będzie sobie zdawał sprawę, że traktując swoją pasję jako źródło zarobków bez oglądania się na to, na czym te zarobki polegają, przyczynia się do jej dewaluacji w oczach innych. Innym słowem, że jest to wyprzedaż jego własnego prestiżu. Chyba, że jest bardzo krótkowzroczny.
Obok tego faktem jest, niestety, że bractwa rycerskie podczepiają się pod komercję, bo tak jest łatwiej. Nie liczcie na to, że znajdziecie jakąś niszę. Komercja zniszczy was nie prędzej to później - tak, jak skonsumowała właśnie środowiska turystyczne wraz ich bogatą kulturą i mitologią.
Trzeba dążyć do pełnego uniezależnienia się od czystej komercji. Środowisko grup rekonstrukcyjnych wczesnego średniowiecza zaczęło już podejmować takie inicjatywy.
Nie mam nic przeciwko komercjalizacji .... byle z dala ode mnie.... byle z dala ode mnie .... ja najchętniej pojechał bym na bitwę organizowana w mrocznym lesie, gdzie ludzie nocują w szałasach z gałęzi, wieczorami trenuja miecz, obkręcają jelonka nad ogniskiem.. popijają miód... rozmawiają w klimacie .... tak jak by reala nie było :PPP zero telewizji, publiczności, chyba żę w stroju Smile ...
Niestety, tego się zrealizować na dłuższą metę nie da... Jeśli chodzi o imprezy odbywające się stale na tym samym miejscu - każdy chce zarobić (uczciwie czy nie - nieważne), władze lokalne i media marzą, by przybyli masowi turyści, zostali choć chwilę dłużej i zostawili pieniądze... Nie zabraknie zaś ludzi niepoważnych, dla których rekonstrukcje to tylko zabawa - a jeśli dostanie się za to kasę, to tym lepiej...
Przed komercją i nieuchronnie towarzyszącym jej: banalności i zadęciu, uciec się nie da. Albo my zmuszamy ją do odwrotu, albo ona zmusza do odwrotu nas.
Cieszmy się, że jeszcze są takie lasy. Może być przecież i tak, że będą wyłącznie tereny poddane eksploatacji przez przemysł turystyczny i luksusowe tereny wypoczynkowe "bogatych i nowoczesnych" biznesmenów. Wszystko zmierza w tym kierunku.
Polityka lub Newsweek pisała kiedyś o sporze pomiędzy dwiema formami współczesnego rycerstwa; trzymająca się średniowiecznych reguł i druga, dosyć luźno traktująca historię. Obie miały swoje racje.
Owszem - ale czy były to racje równorzędne? W sądzie zwykle też swoje racje mają wszystkie strony - winnego nie wyłączając.
Poza tym, należałoby też odróżnić imprezy komercyjne od imprez publicznych, służących głównie celom niekomercyjnym (pokazaniu, jak to drzewiej było). Tylko te pierwsze są "be". Imprezy zamknięte, wyłącznie środowiskowe - to trzecia grupa.