Pamiętaj tylko, że anime i reszta świata animacji zawsze mocno na siebie wpływały. Np. pan Tezuka inspirował się twórczością Disneya, potem Disney zawierał w swoich filmach pewną dozę japońskich patentów. A teraz znów mamy Panty&Stocking czy Black Lagoon, które są kalką amerykańskich produkcji w krzywym, japońskim zwierciadle.
Przechodząc do meritum, imo animację japońską od niemal całej reszty zawsze odróżniał sposób przekazywania emocji.
Przykład:
Jak w amerykańskim tworze pokazać, że dana osoba jest przestraszona? Ano najprostszymi środkami - wyraźnym gestem (cofnięcie się), teatralną miną (może nie nienaturalną, ale raczej 'typową' dla danej sytuacji, w większości filmów podobną), jakimś krzykiem.
Jak to robią Japończycy - dla mnie wzorem jest Ed z Fullmetal Alchemist. Tam mamy całe spektrum emocji - od lekkiego niepokoju zobrazowanego nieznacznym rozszerzeniem oczu, po namacalne przerażenie bijące z całej twarzy.
Druga sprawa - dubbing.
Nikt nie wkłada w nagrania głosów tyle ducha co Japończycy. Może i rozplanowanie postaci nie zawsze jest idealne, ale seiyu zawsze dają z siebie wszystko. Słodkie głosiki, szaleńczy śmiech, ryk opętania - i to wszystko z jednego gardła. Przy tym głosy z amerykańskich filmów są nijakie. Już trochę lepsi są Rosjanie, ale imo to też nie ta klasa.
Punkt trzeci - oprawa.
Sprawa mocno subiektywna. Disney naprawdę się przyłożył do rysunku przyrody i postaci w Pocahontas. Wszystko wyglądało ładnie i estetycznie, ale Japończycy narysowaliby dużo bardziej szczegółowo. W wysokobudżetowych produkcjach drzewo na dalekim tle to nie pień i chmura jednolitej zieleni, a twarz to nie owal z oczami i nosem. Choć przyznam, że i tu bywa różnie - są oprawy lepsze i gorsze, ale po zaznajomieniu się z anime, wyśmiałbym kogoś, kto podnieca się, bo kupił jakiś fajny, niejapoński film animowany na Blu-Rayu (przy starych anime pojawia się multum szczegółów, przy starych non-japan-animations jest jeszcze więcej jednolitych kolorów).
Punkt czwarty - typowe japońskie odpały
Ludzie zachwycają się Lostem, że niby taka pokręcona i tajemnicza fabuła, a w anime mamy to od... dawna. Jeśli dołożyć do tego dziwne produkcje, od których wieje namacalną abstrakcją (np. Genius Party)... W europie chyba jedynie Francuzi parali się czymś podobnym.
Punkt piąty, chyba najważniejszy - widz docelowy
Większość animacji z całego świata jest chyba kierowana do młodego widza. W przypadku anime mamy cały przekrój - od 0 do 100 lat.