Myślę, że po udoskonaleniu tej technologii bez większych problemów dawali by radę barbarzyńskim najazdom na imperium a nawet byliby w stanie zawładnąc całym ówczesnym znanym światem.
Ale możliwe, że dzięki niemu Rzym przetrwałby kilkaset lat dłużej. A to by już zmieniło historię.
Naprawdę sądzicie, że samo udoskonalenie maszyn bojowych pozwoliło by Imperium przetrwać dłużej? Toż to jakaś strasznie naiwna wizja historii antycznej, gdzie wielkie rzymskie imperium prosperuje sobie w najlepsze aż tu nagle pojawiają się wściekli i brudni barbarzyńcy, którzy wszystko niszczą. A Cesarstwo Wschodniorzymskie upadło później, bo miało wynalazek ognia greckiego (a to przecież wynalazek końca VII wieku).
Trochę to inaczej wyglądało, bo schyłkowe Cesarstwo Zachodnie miało nie tylko problemy militarne - chyba największym zagrożeniem było zachwianie się gospodarki towarowo-pieniężnej i szalejąca inflacja. Przecież to właśnie z IV i V wieku mamy najwięcej psutej monety, także monet z obciętymi krawędziami. Prowincje były wyczerpane przez praktykę ekonomicznego wyzysku (podatki ściągano za pośrednictwem osób prywatnych, najczęściej ekwitów, a ci rzadko byli odpowiednio kontrolowani) co raczej nie wpływało na ich chęć pozostania przy Rzymie. Niewolnictwo - dotychczasowa podpora gospodarki - powoli upadało, a przyczyną tego były w pewnym sensie już bardzo silne wpływy moralne chrześcijaństwa.
Armia - zwłaszcza na pograniczu barbaricum - składała się już w wielkim stopniu z samych Germanów i to nie tylko na szczeblu zwykłych legionistów, ale też wyżej: taki Stylichon przykładowo. Ludność miejscowa często zgadzała się na wpuszczenie plemion germańskich za linie umocnień w głąb terytorium Cesarstwa, gdzie mogły się one mniej lub bardziej asymilować. Raczej mniej. Warto wspomnieć też o tym, o czym zwykle się nie mówi: o epidemiach, jakie często dotykały Rzymian. Czytałem ostatnio artykuł o genetycznej skłonności Rzymian do niektórych chorób zakaźnych - dżumy czy ospy. Ludy germańskie były bardziej odporne i łatwiej było im utrzymać przewagę liczebną.
W takiej sytuacji raczej trudno spekulować, że wynalazek silnika parowego czy nawet prochu mógłby umożliwić Rzymowi dłuższe (do kilkuset las jak piszesz Radan) panowanie. Bo Rzymianie mieli taką ciekawą cechę - bardzo często przegrywali bitwy, ale wojny wygrywali prawie zawsze potrafiąc wykorzystać swoją przewagę i umiejętnie wygrywając na międzyplemiennych animozjach. Imperium było bardzo trwałe, ale w momencie gdy jego podstawy wewnętrzne zostały podkopane żaden wynalazek militarny nie zdołał by zatrzymać tego, co nieuniknione.
Było więc ogromne zapotrzebowanie na nowy rodzaj napędu dla statków. Zagle i wiosła okazywały się już byc niewystarczające więc wymyślono i wprowadzono do eksploatacji silniki parowe na statkach. Nowy napęd okazał się strzałem w dziesiątkę i umożliwił Brytyjczykom panowanie na morzach i oceanach przez długie lata.
Heh, no w sumie tak, ale to przypomina trochę taki model pozytywistyczny historii, gdzie możliwy jest tylko postęp.
Z tymi silnikami na łodziach było początkowo bardzo kiepsko, bo nie spełniały wymagań żeglugi dalekomorskiej. Trzeba było dużo paliwa, silniki parowe miały żałosną wydajność i często się psuły. Przepłynięcie w połowie XIX wieku Atlantyku na pokładzie parowca było nie lada wyczynem, bo bardzo często dochodziło do eksplozji kotłów, biznesmen chcący przewieźć tak pasażerów czy towary musiał mieć mocne nerwy.
Bardzo dobrym rozwiązaniem okazały się za to klipery, ale to już był faktycznie szczyt ewolucji żaglowca, dalej trzeba już samej pary albo pary + żagli. W każdym razie pochód technologii parowej nie był taki jednostajny i potrzeba było jeszcze czasu.
A tak wracając do historyj alternatywnych: słyszeliście o takiej książce O. S. Carda "Badacze Czasu"? Grupa emisariuszy zostaje wysłana w XV wiek by zapobiec tragedii ludzkości u samego źródła - wyprawie Kolumba do Ameryki. Jest tam ciekawy wątek, że gdyby nie nawiązanie kontaktu z Europejczykami, Imperium Azteków mogło by przyjąć wynalazek stali i w ciągu kilkuset lat tak się rozwinąć, by stać się równorzędnym partnerem dla Europy. Zrobiła na mnie wrażenie scena (hipotetyczna) wpłynięcia gigantycznej azteckiej floty do Genui albo innego europejskiego portu. Na Mezoameryce znam się średnio, ale ciekawe jakie możliwości miały by państwa tamtego rejonu jeśli nie doszło do wykończenia ich przez europejską zarazę (w rozumieniu dosłownym)?