Co do formy, o Satrapi można powiedzieć wiele rzeczy, ale raczej nie że dokonuje jakichś przełomów formalnych. Rezygnacja ze sztywnego podziału na kadry albo pisanie "odręczne" to nie są dziś żadne niezwykłości. Wielka zaleta Satrapi polega na tym, że naprawdę płynnie opowiada niezależnie od tego co widać na pierwszy rzut oka.
Na drugi rzut oka też.
To, że to nie są żadne niezwykłości, nie ma nic do rzeczy. "Wyszywanki" to trzeci komiks Satrapi, jaki czytałem i w stosunku do "Persepolis" i "Kurczaka ze śliwkami" zabiegi formalne różnią się. Widać to gołym okiem (bez względu na to, który to jego rzut). Po lekturze mogę tylko dodać, że nieco odmienne podejście do "tworzywa" komiksowego przez autorkę jest jak najbardziej uzasadnione. "Wyszywanki" naprawdę przypominają komiksowy notatnik. Można mieć odczucie, że Marji naprędce starała się zapisać (słowem i rysunkiem) przebieg spotkania, a z drugiej strony taki chwyt świetnie oddaje gorącą, momentami chaotyczną atmosferę kobiecych pogaduszek, których głównym tematem są stosunki męsko-damskie. Nie wiem, czy płynność opowiadania na tym zyskuje, ale na pewno nie traci.
Czytając "Wyszywanki" naszła mnie myśl, że Marjane Satrapi za bardzo się zapatrzyła w "Seks w wielkim mieście", że trochę na siłę chce Europejczyków przekonać, iż one, babki z Iranu, są takie fajne i bezpruderyjne. Ale byłaby to jednak niesprawiedliwa ocena, bo ten komiks stawia też pewną diagnozę, i to, rzekłbym, dramatyczną...
A redaktorom z wydawnictwa Post radziłbym zapisać w jakimś notesie, że w języku polskim formy:
przedewszystkim,
napewno,
zdażyło,
acha i
ochyda uznawane są za nieprawidłowe.