Ja też zmieniłem zdanie - co do Mer de noms. CHoć nie jest to nic odkrywczego, nic zaskakującego czy oryginalnego jest to perfekcyjna rokowa płyta. Przemawiają za tym: obecność Keenana (gdziekolwiek ten gość się pojawi, jest co najmniej dobrze) - czili wokal (chórki!) i teksty - piękna melodyka, klimat, brzmienie, wykonanie. Taki lajtowy tool, do posłuchania sobie na poprawę humoru.