Dodatkowo gra jest niesamowicie wręcz krótka, nawet jak na współczesne standardy. Rzadko narzekam na długość (krótkość) gier, ponieważ przejście jednej zajmuje mi średnio dwa razy więcej czasu, niż przeciętnemu graczowi. Tym razem uwinąłem się w dwa wieczory, co w moim przypadku oznacza 6 godzin grania.
@Wołek - problem balansu rozgrywki to często ostatni z twardych orzechów, które twórcy muszą rozłupać i właśnie na nim łamią sobie zęby. Ambitne założenia o swobodzie, którą dostaje gracz, są oczywiście bardzo atrakcyjne, wręcz pożądane - jednak w praktyce często dostajemy grę, która premiuje jeden sposób grania tak mocno, że zniechęca do próbowania innych...
Dla statystyk: po przejściu Dishonored podtrzymuję wyrok z pierwszego posta. Grę stawiam wyżej, niż Half-Life'a 2 (co nikogo chyba nie zdziwi...), a nawet Bioshocka (o trzy milimetry, ważyć mogą preferencje dotyczące ogólnego klimatu).
Przypomniał mi się jeszcze jeden tytuł, który mało kto wspomni w kontekście Dishonored - Torment. Według mnie obie gry łączy nić podobnego nastroju; jest strasznie, jest ponuro, a jednak nie przeraża i nie smuci. Tak, jak lubię.