Moim zdaniem teraz, jak Egmont ma już zalążek swojego sklepu internetowego, ciekawym PR-owsko krokiem mógłby być następujący projekt:
Biorą jedną z serii o których tu największy jęk (np. Potwór z Bagien tom 3, o ile oczywiście mają na niego jeszcze licencję. jak nie mają to jakiś inny tytuł po którym jest "żałoba")
Kalkulują ile by kosztowało wydanie go w jakiejś określonej, dla nich wygodnej (minimum opłacalnej), ilości.
A następnie za pośrednictwem swojego sklepu prowadzą przedsprzedaż. Oczywiście mówią: "jak w trzy miesiące zamówicie _________ (tu wstawiają ilość) to my wam to przetłumaczymy, złożymy, wydrukujemy i po 9 miesiącach wyślemy wam do domu"
I wtedy stanie się jedna z dwóch rzeczy:
Pierwsza: zbierze się odpowiednia ilość chętnych, którzy potem, poza kupieniem ukochanego komiksu otrzymają dodatkowy zysk w postaci możliwości puszenia się i wypisywania Egmontowi "A NIE MÓWIŁEM" na wszystkich forach i blogach w Polsce
Druga: Tych kilkudziesięciu świadomych i wiernych klientów, którzy zechcą kupić ukochany komiks nie patrząc na promocje po 5 latach w taniej książce (i którym naprawdę zależy na kupowaniu komiksów a nie tylko na pisaniu jakie by to oni sobie kupili komiksy a nie mogą) okaże się zbyt małą ilością by projekt został zrealizowany. Zyskiem dla Egmontu jest w tym wypadku pokazanie, że to jednak oni mieli rację (bo o badaniu rynku nie ma co mówić, oni rynek swoich klientów znają od lat, na jego podstawie - a nie widzimisie Kołodziejczaka - planują ruchy od lat)
Nie powiem, która opcja wydaje mi się realniejsza, ale pewnie z tonu mojej wypowiedzi domyślicie się...