Po seansie odświeżyłem sobie tę część książkowego Hobbita, która odnosiła się do filmu (a raczej odwrotnie) i utwierdziłem się w przekonaniu, że od momentu pojmania przez elfy, zbyt wiele już jedno z drugim wspólnego nie miało. Abstrahując od Legolasa i Taurieli, to Bard (wyglądający swoją drogą jak Legolas z zarostem) w książce pojawia się dopiero w momencie gdy smok atakuje, no i nie ma całego wątku walki ze Smaugiem. Objętościowo wychodzi to tak, że dwa pierwsze filmy to około 180 stron, a na trzeci zostaje 50.
Mimo niedosytu epickości (zwłaszcza w ostatniej scenie - jeśli porównać ją z ostatnią walką z jedynki) mnie się podobało. Wydaje mi się, że pod względem humoru to najlepszy film Jacksona. Na plus Bree, Beorn (ulżyło mi, że go jednak nie pominęli), wątek Esgaroth, Dol Guldur, Bilbo, Smaug, konflikty rasowe:P No i ogólnie jednak jakoś bardziej poważnie i mrocznie - takie Imperium kontratakuje;) Choć krasnale momentami przypominały ewoków i ich leśne zasadzki.
Ciekaw jestem czy Thrain się pojawi w trójce - jest obsadzony, a dotychczas chyba go na ekranie nie było. Musiałby być oczywiście w retrospekcji, chyba że, bo i takiej teorii można się doszukać, jako cień Saurona.
Nie zrozumiałem za bardzo sceny rozmowy Gandalfa i Bilba przed wejściem do Mirkwood, bo dialog o odnalezionej odwadze był niemal dokładnie powtórzony z części pierwszej - rozumiem, że warto było zaakcentować rozterki hobbita związane z pierścieniem, ale czemu w taki sposób?
No i muzyka faktycznie jakaś nijaka - nawet utwór puszczony podczas napisów końcowych (wtf?)
ten złoty posąg pod koniec powinien nazywać się MEGADURIN MK V i powinien spuścić Smaugowi wpi****l, podobno Del Toro coś takiego proponował, ale Jackson się nie zgodził
+10000
Jeśli faktycznie pokażą w trójce porządną (inna rzecz, że nieksiążkową) Bitwę o Dol Guldur i nie spieprzą Bitwy Pięciu Armii, to wypiję za Jacksona jakiś dobry trunek