btw. czy orientuje się ktoś, czy historia dzieci Scarlet Witch została zebrana w jakiś ładny trade?
Nie, ale jak chcesz wiedzieć co dalej i znać konkluzje- szukaj Young Avengers, następnie- Avengers "Children' Crusade", a teraz ponownie bardzo fajne Young Avengers vol.2.
Przyznam, że się zdumiałem. Przeczytałem całe napisane przez Bendisa Alias i uważam, że to wielki komiks jest. Przeczytałem wszystkie odcinki "Daredevila" i tak mnie wciągnęło, że czytałem dalej. Czytam "Powers" - już 14 TPB i wciąż uważam, że to wielka seria jest.
Nie czytałem natomiast tych rzeczy, które wymieniłeś, bo nie czytałem (mam swoje powody, ale nic nie napiszę, bo zaraz ktoś się zacznie czepiać). Na podstawie tego, co przeczytałem, mogę stanowczo stwierdzić, że nie masz racji: Bendis z całą pewnością nie jest słabym scenarzystą.
Moja mama ma powiedzenie, że nie zrobisz z gó**a twarogu. Może to właśnie na tym polega problem z tymi historyjkami, kt5óre wymieniłeś?
Nie, Bendis nie jest tragicznym czy bardzo złym scenarzystą- świetnie sobie radzi z pojedynczymi postaciami- patrz Alias, Ultimate Spiderman, Daredevil... Wszędzie, gdzie nie ma drużyny, fajnie prowadzi akcje, z głową, a jak jeszcze lubi bohatera to do tego daje mu świetną osobowość, którą fantastycznie rozwija.
Bendis jako scenarzysta, gdzie występuje grupa nie sprawdza się. Gubi wątki, spłaszcza postaci, interakcje między postaciami są sztywne, puste i wyprane ze wszystkiego. Niech najlepiej o tym świadczy fakt, że obecnie zabrano mu ostatnich Avengersów (assemble) na rzecz KellySue de Connick i seria zaczęła odbijać od dna. Pisze dwie serie X-menów i są to momentami bolesne hopki (nie jestem sama fanką Xów, więc nie czytałam ich dużo wcześniej i chciałam dać im szansę teraz, ale mnie nie przekonuje zupełnie), Age of Ultron- bez komentarza. Ponownie pusta drużyna, niewiele się dzieje, przeciąga niesamowicie i niepotrzebnie (z 6 zeszytów się rozrosło do 10!), i ponownie obiecuje rozpierduchę nie z tej ziemi. Guardians of the Galaxy- wyszedł pierwszy numer, ciężko ocenić. Ogólnie podsumowując- to nie problem z postaciami, czy drużyną czy formatem historii- był taki moment, że gdy Bendis dostawał nową serię, w której była drużyna, to podnosił się lament, że na pewno spieprzy.
Natomiast samo Disassembled to zdecydowanie jego wpadka. To historia, którą trzeba było budować na 10-20 zeszytów, powoli z narastającym napięciem i dopiero ostanie 4 nazwać upadkiem. Próbował zmieścić za dużo i za szybko, przez co nie ma żadnej satysfakcji z czytania. Zdecydowanie ten ruch był potrzebny, bo narosło zbyt dużo bohaterów i warstw w całej mitologii drużyny- świeży początek itepe. do tego z tego krótkiego wywiadu na końcu daje nam obraz pysznego młodzika, który postanowił udowodnić czytelnikom, że wie czego chcą i był zaskoczony, że tego nie chcieli.
Natomiast wizualnie Disassembled średnio mi się podobało- Finch to wyrobnik, z dużymi naleciałościami z lat 90tych (moje prywatne 'a fuj'). Wszystko jest poprawne, ale takie... hm, to nawet nie styl rysowania, tylko manieryzmy. Patrząc na jego ostatnie prace- mocno się rozwinął, ale pozostały mu kiepskie manieryzmy jak szarpanie kreski, czy zbędne rozbijanie cieni. Również szkoda, że w finale tak przypadkowo podobierano rysowników (połowę z którychBendis wciąga wszędzie, gdzie tylko może, czy pasują czy nie) i zmieniają się co 3 strony, zamiast zrobić z jednego głównego artystę dla całej historii a reszcie pozostawić do narysowania wspomnienia.
Kupy się ten tom nie trzyma, zwłaszcza jak się próbuje wykombinować dlaczego akurat Wandzie odbiło w tym momencie (poza tym, że od początku stoi w cieniu, jak na każdego złego przystało).