Ocena utworu bez wspominanej otoczki zapewne byłaby wskazana, ale raczej trudno będzie taki stan osiągnąć. Zwłaszcza w przypadku czytelników sięgających po komiksy incydentalnie (a jakoś mam wrażenie, że spora część odbiorców "Jana Hardego" będzie się rekrutowała właśnie spośród ich grona). Temat wciąż jest gorący, a rany zadane społeczeństwu przez dziesiątki lat funkcjonowania narzuconego systemu wciąż się nie zabliźniły. Dla porównania trauma po niemieckiej okupacji trwającej "ledwie" sześć lat faktycznie wciąż jest żywa (przynajmniej wśród sporej części warszawian). Stąd co dopiero mówić o dekadach stanu zależności od nieprzyjaznego mocarstwa. A że jak to zwykle u nas znów zadziałał syndrom Radziejowskiego i nikt z ówczesnych rządzących nie został rozliczony (stoczniowcy sami do siebie strzelali etc), toteż nic dziwnego że komiksy takie jak "Jan Hardy" będą wzbudzały emocje. Może taka właśnie jest ich rola? Wygląda na to, że jest na nie zapotrzebowanie społeczne.