Krótkie wrażenia po przeczytaniu klasycznej "must-read" historii Marvela, czyli The Infinity Gauntlet.
Miałem ogromną przyjemność spędzić z tą historią cały ten mijający weekend, i muszę przyznać, że to jeden z lepszych weekendów od dawien dawna...
Ale po kolei.
Koniecznie (ale tak na serio, KONIECZNIE!!!) trzeba zacząć lekturę na Silver Surfer 34, kontynuować aż do 43 i rozkoszować się Thanos Quest!!!!
Cały ten event to nie jest historia z przeciwnikiem wytrzepanym z kapelusza przez rządnych kasy edytorów i włodarzy. Mój ukochany Jim Starlin, którego pozwalam sobie uniżenie być wyznawcą, plótł sieci tej historii przez ponad rok. I to w świetnym stylu. Cały ten ciąg bardzo dobrych historii umiejętnie łączy ze sobą wątki filozoficzne i metafizyczne z odpowiedną dawką akcji i humoru (zazwyczaj kosztem Draxa)
Wszystko to kulminuje (jak się okazuje na chwilę) w Thanos Quest, który jest od niedawna jednym z moich ulubionych komiksów Marvela, a w każdym razie jego kosmicznego segmentu (którym to Starlin od zawsze rządzi, bezdyskusyjnie)
Doskonała historia, doskonale podsumowująca ale też prezentująca kto jest kim w kosmicznym Marvelu (a przynajmniej był, dopóki nie zmartwychwwstał Thanos). Świetne tempo, świetnie rozpisana historia, doskonały pomysł i wykonanie. Pierwsza klasa!!!!
Po Thanos Quest nie poddajemy się. Kontynuujemy przygodę z Surferem aż do pamiętnego numeru 50, po którym zaczyna się event.
I tu osobista uwaga:
Od tego miejsca odpuszczamy Tie-iny. A na pewno te z Surfera. Po numerze 51 coś się dzieje z tą serią, że to jest po prostu szit. Jakieś sny, jakieś podróże w głąb świadomości, które nic nie wnoszą a odciągają nas od centrum wydarzeń. Kulminacją jest ten numer z Rhino uwalniąjcym zwierzęta z Zoo… No o co chodzi?
Jak już musicie to trzymajcie się Doctora Strange’a. Hulk też jest dobry, ale bardziej chodzi w nim o Hulka niż Infinity Gauntlet, więc kto odpuści nie straci, kto przeczyta nie uzyska więcej wiedzy, ale bawić się będzie dobrze.
Wracając do samego eventu: bardzo mi się podobało. Czytałem za dziecka ten Mega Marvel, więc coś tam widziałem jak to się skończy, ale to był event, na który czekałem od dawna
Nie wiem, jak to się robi teraz, bo więcej czytam „staroci”, ale to jest to jak to się powinno robić.
Pozornie składa się w dużej mierze z nawalanek, ale jak się okazuje zamierzonych, zaplanowanych i z rozmysłem. Więcej jest o lubionym motywie Starlina, czyli o tym, jako to jest być bogiem.
Bardzo dobre twisty, ciekawe rozwiązania, świetnie wszystko wynika jedno z drugiego. Satysfakcjonujące, a nieoczywiste zakończenie.
Odpowiednia mieszanka akcji, refleksji i humoru (znów ten Drax)
Od dzisiaj na mojej osobistej liście najlepszych komiksów Marvela
Serdecznie i szczerze polecam. Naprawdę warto.