Regularnie zacząłem kupować dwa lata temu (głównie z powodu inicjatywy New52):
- "Batman" (DC Comics),
- "Detective Comics" (miałem przestać po zakończeniu kolejnej, słabej historii Daniela, ale później ogłosili nowy creative team... no cóż) (DC Comics),
- "Batgirl" (DC Comics),
- "Adventure Time" (Boom! Studios),
- "Bravest Warriors" (Boom! Studios),
- wszystkie wydawane miniserie i oneshoty z "Adventure Time", które jak się tylko zaczęły, tak się nie kończą
Kolejno "Marveline and the Scream Queens", "Adventure Time with Fionna and Cake" a już za bodaj miesiąc startuje preorderowany już przeze mnie "Adventure Time: Candy Capers".
Kupowałem też "Justice League", ale porzuciłem po 6 numerach z powodów finansowych. Chciałem też kupować mini serie na podstawie książek z Dexterem, ale tak długo już przesuwają premierę, że nie mam pojęcia czy będę chciał to ciągnąć dalej. Okazyjnie kupuje numery niektórych serii jak dotyczą wydarzenia, które chce skolekcjonować ("Night of the Owls", "Death of the Family") albo wiem, że będą później bardzo dużo warte (niektóre numery "Batman and Robin").
Ktoś pytał dlaczego akurat taka forma kupowania. Rozdziały tworzone są pod taką formę i tak się je dla mnie najlepiej czyta. Szczególnie jeśli scenarzysta piszę wciągająca historie. Dla przykładu mogę podać chociażby serię "Batman and Robin" Granta Morrisona. Lektura każdego zeszytu co miesiąc przy ostatnich 5-6 numerach była bardzo ekscytująca i czuło się to coś. Natomiast, gdy wchłania się to wszystko za jednym razem w zbiorczych, to nie czuje się tych samych emocji, co podczas lektury zeszytów i wszystko się wydaje po prostu "ok".