Co do definiowania języka mangi: w odróżnieniu od N.N. uważam, że jest to język (albo przynajmniej dialekt języka), przez co definiowanie go byłoby sporą robotą (trzeba by było napisać słownik języka mangi i jakąś gramatykę języka mangi ).
To się nie uda. Nie udało sie z kinem, nie uda się i z komiksem. Główny problem polega na tym, że twórcy (ludzie z natury przekorni) zaraz po tym, jak zdefiniujesz coś, stworzą utwór, w którym zastosują opisany przez Ciebie chwyt )obraz, ujęcie, połączenie montazowe) inaczej. Calvin Pryluck w uroczej książce "źródła znaczenia w filmie i telewizji" zwraca uwagę, że wielokroć analizowane ujęcia z dołu w "Obywatelu Kane" w filmie tym są wykorzystywane w czterech różnych znaczeniach, a znaczenia te wynikają z kontekstu, w jakim owe ujęcia zostały umieszczone. Inaczej mówiąc, znaczący nie jest obraz ale układ obrazów i interakcja, w jaką ten obraz (kadr, ujęcie) wchodzi z obrazami poprzednim i następnym (możliwe jest też wchodzenie w interakcję z kadrami dużo wcześniejszymi. Np. w "Blankets" powraca kadr będący wspomnieniem z dzieciństwa. Jego własciwe znaczenie poznajemy dopiero w zestawieniu ze sceną, z której tak naprawdę pochodzi. Chodzi mi o to, że nie sposób przypisać poszczególnym kadrom komiksowym określonego znaczenia (choć można je przypisac konwencjonalnym znakom stanów i emocji w komiksach wykorzystywanych), tym samym zaś nie sposób stworzyć słownika komiksu. Niemożliwością jest także systemowe opisanie relacji zachodzacych między kadrami i określenie zasad ich wykorzystywania, czyli gramatyki.
Najważniejsze jest to, że rysunek nie jest znakiem. Rysunek lokuje sie w połowie drogi między przedstawieniem i znaczeniem (nie pamiętam, czyje to, chyba Rolanda Barthesa, pamiętam to dzięki tekstowi Lalewicza "Przedstawianie i znaczenie. Próba analizy semiologicznej rysunku"). Obecnie nawet na obszarze historii sztuki mamy do czynienia z odwrotem od analizy znaczenia na rzecz badania analizy tego, co znaczeniu się wymyka (tu polecam książki Georgesa Didi-Hubermana).
Intuicyjnie jednak da się go dość łatwo rozpoznać: jest to język komiksu używany w Japonii (różnice między językiem a techniką czy stylem w moim ujęciu naświetliłem w punkcie 5. tego postu).
O języku komiksu (mangi) można mówić tak, jak Jerzy Płażewski o "Języku kina" - na prawach pewnej metafory, którą wszyscy rozumieją. Na książkę Płażewskiego fachowcy sarkają, ale jest ona wciąż wznawiana i chętnie wykorzystywana.
Jeśli chodzi o te "typowe mangi", użyłem tego zwrotu, bo chciałem wyłączyć komiksy tworzone przez Japończyków przy użyciu języka/systemu konwencji europejskiej czy amerykańskiej, które tutaj też do komiksu japońskiego zaliczyłem.
Zalecałbym ostrożność. Dostałem dzisiaj książkę Dana Mazura. "Comics. A global history, 1968 to the present". Pięć rozdziałów o mandze i dodatkowo mowa o niej we wstępie i w rozdziale przedostatnim. Sporo ilustracji. Na części z nich nie sposób dopatrzeć się czegokolwiek "mangowego", a przecież opisywane komiksy to już (współczesna) klasyka mangi - rzeczy znaczące, ważne, takie, które (jak świadczy o tym owa książka) przeszły już do historii. Najbardziej uderzyła mnie jednak plansza z komiksu Osamu Tezuki "Nowa wyspa skarbów" (z 1947 roku) - czysty Disney, zero "mangi".