W poście dotyczącym moich wrażeń po przeczytaniu ABC wspomniałem o widocznym wpływie niekomercyjnej muzyki heavy metalowej na autorów. Kontynuując tę myśl, uważam, iż nie można do końca zrozumiec fenomenu Bisleya w oderwaniu od tego rodzaju muzyki i jej otoczki estetycznej. Ja po raz pierwszy dowiedziałem się o istnieniu Bisley w 93 roku nie poprzez jego komiksy, ale za sprawą jego okładki do EPki "Thrall - Demonsweatlive" super wokalisty - Glenna Danziga:z którym - jak poźniej się dowiedziałem - Bisley współpracował również przy małych projektach komiksowych, m.in. Verotika i Satinika, do których Danzig napisał scenariusze. Nawiasem mówiąc, w latach 90. Glenn Danzig sam wyglądał jak jedna z bisleyowskich postaci. (Niestety później Danzig zamienił się w żałosny lateksowy balon, który nie powien byc wystawiany na widok publiczny).
Podobno pan Rustecki miał kiedyś ochotę na wydanie komiksów ze stajni Verotik. Może Lain zdecyduje się na ten - przyznam, śmiały krok. Mieć na półce polską wersję Jaguar God, Death Dealer, czy Sataniki to moje odwieczne marzenie. Choć ostrzegam osoby nieznające "danzigowych komiksów", że są to działka raczej proste w odbiorze (trochę krwi, przemocy i cycatych diablic
). Oczywiście podpisuje się "obiema ręcami i nogami" pod pomysłem wydania Druuny, a skoro pojawia się Serpieri, to grzechem byłoby ominąć, Coberna (Den), Caze, Druilleta, Manare, Moebiusa... ech tyle komiksów, a tak krótkie życie