Itachi, to, co Ty nazywasz przekręcaniem, ja nazywam argumentacją. Twój podziw brakiem nad kontroli żuchwą wyrażony mógłby być nawet na miejscu bez ironicznego cudzysłowu, gdyż wynikać by mógł z odkrycia, że realne krytyczne spotkanie z tekstem na tekstu tego zasadach wymaga pracy. Każdy utwór można zdyskredytować swoimi odmiennymi oczekiwaniami (jak to się czasem na forum dzieje), tylko że to niewiele wnosi do dyskusji nad jakimkolwiek tytułem (czy to Deadpool Posehna, czy Catwoman Cooke’a). Moja wizja rozmowy o tekstach literackich, filmowych, teatralnych czy komiksowych zakłada, że robię to, by coś lepiej zrozumieć i poznać, nie zaś, by, jak sugerujesz, podporządkować tekst swojej wizji świata. Raczej szukam, tak jak szukam tego w Twoich postach, w postach Kukiego i w wypowiedziach innych użytkowników forum, indywidualnie wypracowanych perspektyw w konfrontacji z dostrzeżonymi przeze mnie wartościami i mankamentami konkretnego tekstu.
W przypadku Deadpoola – Kuki – efekt rozczarowania wynika chyba z tego, że wielu z obecnych na forum już z tego rodzaju fabuł wyrosło. Z uznaniem zatem patrzymy na czytane w połowie lat dziewięćdziesiątych opowiastki o Lobo Granta, a kontaktu z Deadpoolem i Harley Quinn (to moje doświadczenie) na analogicznych zasadach wypracować już nie umiemy. Możemy się tylko cieszyć entuzjazmem tych, którzy na tej fali wciąż nadają (a że jest ich trochę świadczą choćby wyniki sprzedaży tego tomu Marvel Now) i liczyć na to, ze lekcja w szkole Deadpoola przyniesie korzyści. Ja doceniam w tym komiksie niepretensjonalne wpisanie w tę nawalankę wątku refleksji o mechanizmach władzy nad narodem, o symbolach i ikonach ważnych w obrębie wspólnoty, o żyjącej (sic!) historii. Każdy naród ma swoje zombie-tematy i zombie-wyobrażenia. Satyryczne portrety prezydentów autorstwa Posehna i Duggana są próbą ukazania tego rodzaju wrażliwości, której nasza historiozofia popularna uprawiać jeszcze właściwie nie potrafi (ja przynajmniej się nie natknąłem, wdzięczny będę za ewentualne rekomendacje). Ta prosta opowiastka ukierunkowuje wrażliwość podobnie, jak robił to swego czasu Lobo ucinający nogi swej nauczycielce – kształtuje ambicję podważania autorytetu, pieści potencjał anarchistycznego oderwania od zasad wspólnoty i zmusza do refleksji o sile edukacyjnego przekazu (dla Amerykanów to wszak fabuła przepisująca i przerysowująca (założona dwuznaczność) multum scen, które rozegrały się w ich życiu w salach gimnazjum na lekcjach historii).
Itachi – podejrzewam – wyrósł już z Deadpoola. Wyrósł jednak wbrew sobie i może nawet zbyt niedawno, teraz zatem z entuzjazmem neofity tłamsi to, co (być może) chwile wcześniej jeszcze wywołałoby wypieki na policzkach. Jako że nie operuje sprawnie np. kategorią ironii, by Deadpoola na tych ukrytych poziomach czytać, popada w usprawiedliwiające (w jego oczach) ich zignorowanie ekstrema. W świecie, w którym emotki są konieczne, by ironiczność zdania podkreślić, zdarza się, że rozpoznanie intencji użycia słowa takiego jak „finezja” w kontekście komiksu takiego jak Deadpool staje się niemożliwe. Wyjaśnia też, jakie warstwy projektu Posehna stają się automatycznie dla takiego czytelnika niedostępne.
Żeby nie było – Itachi – masz do swojego czytania prawo. Pogódź się jednak, proszę, z tym, że ktoś będzie zaczepnie budował przeciwne Twoim tezy i sprawnie na ich rzecz argumentował. Jeśli nie chcemy, by ktoś podważał nasze zdanie, najlepiej się nim nie dzielić. Jeśli coś tu (czy gdziekolwiek indziej) wypisujemy, znaczy, że chcemy nasze wrażenia i (choć w przypadku Twoich wypowiedzi o Deadpoolu do tego nie doszliśmy) hipotezy interpretacyjne skonfrontować z oglądem innych. Liczę, że takie nasze dyskutowanie (pozbawione, przynajmniej z mojej strony, złych emocji) sprawi, że kiedyś o jakimś kolejnym Deadpoolu napiszesz rzetelnie, pokazując, na czym polegają płycizny scenariusza, wyjaśnisz, dlaczego np. poziom „żenady” jest nieadekwatny do poruszanych kwestii i co można by zrobić, by komiks był lepszy. W tym przypadku niesprawiedliwie potępiłeś w czambuł rzecz opartą o ciekawy koncept i (w moimi odczuciu) kapitalnie momentami opisującą relacje Ameryki z ojcami narodu. A przy okazji, niby Mike-nekromanta, wywołałeś do odpowiedzi Kukiego, byt inteligentny i przewrotny, za co srodze płacisz. Ja bowiem – mile połechtany wywołanego komplementami – muszę w tym momencie zaznaczyć, że masz (na własną zgubę) po części rację, gdyż perspektywa Kukiego wiele dla mnie znaczy. Nie wiem jeszcze, czy chcę być taki jak on, gdy dorosnę, ale wiem, że, podobnie jak Pytho od Lucyfera, mogę się w tej relacji wiele nauczyć. A jak już me terminowanie w forumowej kawiarni Szkockiej skończę, to piruety na poziomie 720º nie będą, podejrzewam, żadnym wyczynem. Strzeż się zatem, Itachi! Kukinckler to byt wciąż potencjalny, a Ty, zaklęcie wypowiedziawszy, konsekwencji i żuchwy dalszych ciekawych akrobacji wciąż doświadczyć możesz.
P.S. A może spotkamy się wszyscy nad Bechdel? Komiks to odległy od Deadpoolowych klimatów. Kuki, czyta, ja czytam, poczytasz i Ty?