Nie, nie jest obraźliwe. Ale jest strasznie kategoryczne i jako takie utrudnia sprzedaż niepozbawionego pewnie wad, ale jednak interesującego i pod wieloma względami ambitnego komiksu. Nie czepiam się, gdy ktoś sarka w ten sposób na nowego Deadpoola, bo po pierwsze sprzedaży tego zeszytu nic nie zaszkodzi, po drugie ta wizjonerska interpretacja losów pewnego zabijaki jednak o kilka poziomów niżej się lokuje (choć i tu stwierdzenia o żenującym scenariuszu wydają mi się trochę przeciągnięte...). Trochę mi smutno jednak, gdy mocną próbę mówienia o własnym pisaniu i o terapii pisanie wspierającej kwituje się dwoma dyskwalifikującymi epitetami.
To komiks, który powraca do kompozycyjnego zamysłu "Fun Home", ale nie wyczuwam w nim tej chęci powtórzenia sukcesu, o której piszesz, a raczej wolę przepracowania głębszych warstw przez neurotyczną osobowość wciąż zmagająca się z rodzinnymi demonami . Pomaga w tym inny zestaw autorów (dialog miedzy Plath a Woolf w miejsce Prousta i Colette) i przede wszystkim Winnicott, Freud, Lacan... Broniłbym Bechdel przed zarzutem "pseudointelektualizmu", bo pamiętam, że mimo całego mego dystansu do psychoanalizy, właśnie jej opowieść pokazała mi przestrzeń, w której takie "dzielenie włosa na czoło" nie jest erudycyjnym szpanerstwem ale wspiera realne uporządkowanie spraw osobistych. I jednocześnie, ironicznie, odbiera artystycznie spełnionym narracjom takim jak "Fun Home" przywilej stawiania kropki nad "i". Pokazuje, że życie sztuce się wymyka.
Mój wyjściowy sprzeciw wyniknął pewnie po części z mej niekompatybilności z poetyką internetowych postów, którą słusznie wytknął mi Kuki. Ale ciesze się, ze go zgłosiłem. Może fakt, że chwilę pogadaliśmy, sprawił, że ktoś do schowka komiks dodał. I przy okazji jakiejś promocji się skusi.