Niedawno zapoznałem się z większą częścią oryginalnego runu J.M. DeMatteisa i Sala Buscemy w "The Spectacular Spider-man", w tym z historią "The Osborn Legacy" (nr 189 - powiększony) i jej epilogiem "The Horns of a Dilemma" (nr 190) - umieszczonymi w polskim zeszycie 10/93 i znanymi powszechnie jako "Dziedzictwo Osbornów". W związku z tym mam kilka przemyśleń.
Pamiętam, że "Dziedzictwo Osbornów" wydało mi się pocięte, zwłaszcza w epizodzie z Rhino. Po przeczytaniu oryginałów widzę jednak, że choć nożyczki ewidentnie szły w ruch, to jednak z wyczuciem. Sensy zostały zachowane - tak przynajmniej jak pamiętam TM-Semicowy zeszyt (którego niestety już nie mam, więc nie porównam strona po stronie).
Co innego rzuciło mi się jednak w oczy: Rustecki i Wróblewski starali się "przemycić" jak najwięcej historii z tego runu, mimo oporu części czytelników. Powodowało to wybieranie tylko niektórych historii i rozdzielanie ich innymi seriami (najczęściej "The Amazing Spider-man", co było dobre, gorzej jak sięgali po "Spider-man" lub "Web of..."). Niemniej wytworzyły się z tego powodu dziwne przestoje, przeskoki, przerwy i przestawienia. I tak:
1. "Formalności pogrzebowe" (historia z Vulturem; "SS-m" 185-188) poprzedzające "Dziedzictwo Osbornów" i utrzymane w tym samym nastroju, zostały rozdzielone 2 zeszytami pociętej i głupiutkiej "Zemsty Sinister Six".
2. W oryginale po "Dziedzictwie Osbornów" następowało zaraz "Oko Pumy", tymczasem u nas rozdzielało je 8 podwójnych zeszytów - w tym "Ostatnie łowy Kravena" rozgrywające się wcześniej i stanowiące właściwie punkt wyjścia do całego runu DeMatteisa w "SS-m".
3. W "Oku Pumy" mówi się o przejściach Spider-mana z Goblinem, Vulturem, Rhino i Richardem Fiskiem. Miałem więc wrażenie, że zabrakło u nas jakichś zeszytów z Fiskiem. Tymczasem akurat ta historia rozgrywała się w "Web of Spider-man" 83-89 i była tu tylko "po koleżeńsku" wymieniana...
Reasumując: TM-Semicowy "The Amazing Spider-man", może poza runem McFarlene'a z "TAS-m", był bardzo oryginalnym patchworkiem. Dobrze dawał posmakować różnych pajęczych serii i w ogóle rozmiłował mnie w Marvelu. Jednak przytoczone wyżej przykłady "montażu" sprawiały, że wytwarzałem sobie o tych historiach dość dziwne pojęcie. Jako dzieciak czytałem to wszystko linearnie i coś tam ze stopek redakcyjnych docierało do mnie, że to są różne serie i nie zawsze kolejne numery, ale wyobraźnia zlepiała to w całość. I tak po ponurej historii z Vulturem i cicią May następowała mega-nawalanka z Sinister Six, a depresja łapała Petera dopiero w kolejnym zeszycie, gdy problemy z
dały o sobie znać, wychodził z niej zaś w
- niemal rok później...