Rozumiem, ze wolabys, zeby zamiast dokladnego oddania tego, co rozumie Japonczyk podczas lektury danego komiksu, uzyc jakichs polskich wyrazow dzwiekonasladowczych, ktore bardziej pasuja do nastroju danego komiksu.
Otóż dokładnie nic (albo raczej: niewiele) nie rozumiesz. Uważam przy tym, że wcale zrozumieć nie chcesz i tylko prowadzisz spór dla sporu, w moich wypowiedziach szukając jedynie tego, do czego mógłbyś się przyczepić.
Czytelnik polski w czasie lektury komiksu opracowanego tak, jak "Hideout", nie rozumie dokładnie tego, co Japończyk czytający ten komiks, ponieważ Japończyk napotyka w swoim komiksie słowa, które są w jego języku uzywane i które spodziewa się tam spotkać. Polak natrafia na neologizmy, niepoprawne pod względem gramatycznym konstrukcje lub słowa uzyte w niespodziewanym znaczeniu lub kontekscie. Efekt lektury jest w obu wypadkach radykalnie odmienny.
Różnice pomiędzy językiem polskim i językiem japońskim są na tyle duże (jak przypuszczam), że nie mozna znaleźć w języku polskim odpowiedników słów uzywanych przez japońskich twórców. Stawia to tłumacza wobec zadania znalezienia jakiegoś ekwiwalentu środków, ktore wykorzystał Japończyk. Rozumiem, że to może być trudne lub dać mało satysfakcjonujący efekt. Problem w tym, że tłumacz w JP Fantastice szuka łatwych rozwiązań: wymyśla słowa, gwałci reguły gramatyki, dokonuje przekładów nie zastanawiając się zbytnio nad tym, czemu dane słowo w danym kontekście służy.
Przekład utworu komiksowego na język obcy nie musi (a nawet nie powinien) polegać na literalnym przełożeniu tekstów i umieszczeniu ich w tym samym miejscu, w którym umieścił je twórca oryginału. Tłumacz powinien rozumieć intencje twórcy i odtworzyć zaplanowane przez niego efekty.
Na przykład onomatopeje mogą być wprowadzane w obręb obrazków, żeby:
1. poinformować czytelnika, że coś się dzieje. Np. bohater drży, co oddaje napis: Drżenie albo dygot.
2. oddać dźwięk, który towarzyszy danej czynności. Np. polskie słowa deszcz czy szum są de facto onomatopejami, bo występujące w nich spółgłoski naśladują brzmienie tego, co nazywają. Ale w angielskim ich odpowiednikami są "rain" i "noise", które brzmią inaczej. Nie sposób przełożyć literalnie na angielski wiersza Staffa "O szyby deszcz dzwoni, deszcz dwoni jesienny i pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny..." bez zgubienia jego istoty. Oczywiście słowo DEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE
EEEEEEEEEEEESZCZ nie ma już charakteru onomatopei, oddającej szum deszczu, bo dominuje w nim "eee", a nie "szszsz".
3. umieścić w kadrze napis, który też jest określonym obrazem. Kształt tego napisu ma wywierać na odbiorcy określone wrażenie czy też mu coś sygnalizować, sugerować etc. Porównaj strony 13 i 14 z "Hideout" z oryginałem: Inny kształt liter=inny efekt wizualny. Na stronie 13 nie trzeba pisać DESZCZ, żebyśmy widzieli, że tam pada, bo rysownik ów deszcz narysował. Napis tam służy czemu innemu. Na stronie 14 mamy - w polskim wydaniu - onomatopeję GHOOOOO, która - wg mnie - nic nie znaczy i oddaje dźwięk, którego nie rozpoznaję i z trudem potrafię przypasować do obrazka. W japońskim mamy smukłe litery swym kształtem współgrające z ruchem samochodu i - co ważniejsze - zasłaniające mniejszą część rysunku niż w oryginale.
4. wskazać miejsce, w ktorym dźwięk się rozlega lub osobę, ktora go wydaje (Miller w "Robocop vs. Terminator" posługiwał się różnymi rodzajami czcionki w tym ostatnim celu).
W komiksach wydawanych przez JP Fantasticę chciałbym zobaczyć dbałość o to, by oddać owe niuanse znaczeniowe i poszanowanie dla zamysłu artystycznego. Nie każdą onomatopeję trzeba tłumaczyć literalnie. Ba, nie każdą trzeba tłumaczyć. Nie zawsze też trzeba dażyć do oddania znaczenia słowa, bo czasem w ten sposób gubi się znaczenie sceny. Tak jest w tym wypadku: główną (może nawet jedyną) zaletą komiksu Kakizakiego jest nastrój, skutecznie rozbijany przez kłócące się z nim napisy.