Dzięki Wam za podlinkowanie tak smakowitych materiałów. Nakręcają one tylko, by złotą erę (pewnie nie tylko w przypadku Wonder Woman, choć w tej chwili wysuwa się ona na plan pierwszy) zacząć czytać raczej szybciej niż później. I od razu wnikliwie. Choć już w oparciu o fragment artykułu zacytowany przez Aniona i podlinkowane przez Szczocha smakowite plansze do zestawienia z naszą "torpedą" widać, że zmiany, do których doszło, nie unieważniają znacznej części naszych powyższych spostrzeżeń.
Anionordnik pisze:
(...) To zwykły komiks dla małych dziewczynek. Macie po prostu wybujałą wyobraźnię i widzicie w tych ramotkach to, co chcecie zobaczyć.
Jeśli po 1954 roku można się było czegoś w tej serii doszukiwać to przygotowywania tych dziewczynek do funkcjonowania w patriarchalnym społeczeństwie Ameryki lat 50. i 60. Nawet zmiany w genezie Wonder Woman w tych dwóch ramotkach to odzwierciedlają redykując nieco bardziej feministyczny wydźwięk wersji ze Złotej Ery.
Ja na swoją wyobraźnię nie narzekam, a i Szczoch, jeśli oceniać to, czym się z nami dzieli, może być chyba ze swojej całkiem kontent. Dodatkowo jego nick sugeruje pewną (sympatyczną) kudłatość, więc Twojemu zarzutowi wczytywania przez nas pewnych rzeczy w tekst intencjonalnie niewinny zupełnie mocy nie chcę odbierać. Ale nawet "intencjonalna niewinność" nie zmienia faktu, że w kulturze zachodniej XX wieku nie ma czegoś takiego jak "zwykły komiks dla małych dziewczynek". Choćby wskazane przez Ciebie i powtórzone w artykule ścieżki indoktrynacji pokazują, że nawet banalne fabuły rozrywkowe są przekazami siłą rzeczy zideologizowanymi - czy będzie to przekaz konserwatywny czy emancypacyjny ma w tym momencie drugorzędne znaczenie. Faktem jest, że Cudowna Kobieta jest zawsze ucieleśnieniem czyichś snów. To że w latach pięćdziesiątych staje się ucieleśnieniem snów orędowników patriarchalnego
status quo, wydaje mi się, większość naszych przykładów potwierdza. A to, że jest przedmiotem fascynacji erotycznej nie zmienia się zupełnie. Znikają być może ewidentnie "grzeszne" pozycje, ale pomysły w stylu ujeżdżania rakiety nie wymagają nawet pomocy Freuda, by się pozwolić odczytać. Kompensacyjny charakter takiego obrazu i jego związek z pulpowymi narracjami przed-kodeksowymi pozostaje, w moim odczuciu, bezdyskusyjny.
Dlatego, Szczochu, z Tobą też się spiąć chciałbym, bo gdy piszesz, że
(...) urabiania dziewcząt do posłuszeństwa patriarchalnej władzy w odcinkach "Wonder Woman" z WKKDC w ogóle nie widzę. I mam wrażenie, że to był raczej komiks dla chłopców. (...)
to mając rację z tym męskim adresatem, zostawiasz na boku fakt, że do "ustawienia" dziewcząt potrzeba też tych zaczytanych w WW chłopców właśnie, którzy, gdy dorosną, mają tego rodzaju wizerunek partnerki przenieść w swoje życie. Dobra, czuła, spolegliwa i gotowa zaspokoić potrzeby prawowitego małżonka powinna być kobieta tych czasów - i taką jest ta Diana. Bierze udział w konkursie, by być najlepszą spośród rówieśniczek, a gdy wygra, nagrodą jest
gwiazdka Steve Trevor spadający z nieba. Ona będzie jego aniołem i spełnieniem jego mokrych (nieoficjalnie) snów. A biała smuga spadochronu wlekąca się po nieboskłonie za ich splecionymi ciałami przynieść powinna na myśl...
Ok, ok... Teraz już wczytuję.
Troszkę.
A fuj?
A jednak....