Zasadniczo elementy nacechowane kulturowo w przekładzie można poddać trzem zabiegom: udomowieniu, zamieniając je na odniesienia do kultury czytelnika, egzotyzacji, pozostawiając je bez zmian, albo neutralizacji, usuwając w ogóle odniesienia kulturowe (niektórzy podciągają to pod udomowienie, bo w obu przypadkach celem jest ułatwienie zadania odbiorcy przekładu).
Jak zauważył Kuki, sprawa jest jednak bardziej złożona w przypadku takich sytuacji jak obcy akcent, ponieważ tu aluzja jest niejako zrośnięta z treścią komunikatu i nie można jej odseparować w procesie zmiany tego komunikatu na inny w języku docelowym, przez co zwykle ona znika.
Dość ryzykownym zabiegiem jest zastępowanie dialektu z języka źródłowego jakimś innym dialektem w języku docelowym, ponieważ może to tworzyć dość oczywisty dysonans kulturowy. Pamiętam, że jeden z moich wykładowców niezbyt przychylnie się wypowiadał o zabiegu tłumacza pewnej powieści "Świata Dysku", który zastąpił szkocki akcent gwarą podhalańską (choć tu jeszcze można by tego bronić, argumentując, że fikcyjny lud, który tak mówił, to ani Szkoci, ani górale). Sam trochę się zdziwiłem, czytając wybór komiksów Eisnera o Spiricie, gdzie amerykańscy bandyci używali gwary warszawskiej, jeśli dobrze pamiętam.
Inną opcją jest pośrednie sugerowanie tego, co dany akcent znaczy dla czytelnika oryginału - na przykład, jeśli sugeruje niskie pochodzenie społeczne, można użyć w przekładzie wyrazów potocznych, by uzyskać zbliżony efekt. Jednak to tylko częściowe ocalenie aluzji (na przykład wiele cech wypowiedzi Thinga ginie w przekładzie, podobnie jak gwara Rogue z X-Men).