A czy to po prostu nie oznacza założenia nowego wydawnictwa w formie np spółki prawa handlowego? W wielkim skrócie - kilka osób wykłada kasę (albo aporty) na kapitał zakładowy, dostają w zmian udziały spółki, uchwalają umowę spółki, wybierają zarząd, rejestrują i prowadzą działalność wydawniczą.
Formalnie rzecz biorąc, masz oczywiście całkowitą rację.
TYLKO, ŻE
- nie o to chodzi:- by mnożyć małe wydawnictwa z wszelkimi ich zaletami i wadami....
- nabijać nie wiadomo jaką kasę, robić biznes, jakkolwiek inaczej nazwać 'trzepanie mamony'...
CHODZI O TO, BY:- zrealizować projekt (wydać oczekiwany od lat komiks),
- spróbować 'zamknąć' coś rozpoczętego kilka lat wcześniej.
INACZEJ:
Do tej pory każdy nowy podmiot na rynku ZACZYNAŁ 'coś', czasem się udawało, częściej nie, lub nie do końca. Chwała im za to! Ale sam wiesz, jak wiele pozostało po tych inicjatywach 'niedokończonej roboty' lub rzeczy, które (z różnych względów) nie miały szans na powodzenie. Ja nie chciałbym się pchać w ideę pod tytułem "nowe wydawnictwo komiksów", bo zdaję sobie sprawę, że mamy dziś (lub lada miesiąc będziemy mieć) klęskę urodzaju. Już to przerabialiśmy, jeśli do tego dojdzie, lista 'niedokończonych' urośnie. Ja myślę o tym raczej jak o oddolnej inicjatywie sfinansowania wydania konkretnych tytułów (z podobnymi finansowaniami mieliśmy do czynienia przy projektach wydania rzeczy jeszcze nieistniejących, nienapisanych i nienarysowanych; tutaj zaś ogromnym plusem byłoby to, że my nie kupowalibyśmy kota w worku). Taki projekt wreszcie byłby od KOŃCZENIA projektów niedokończonych, w których my - czytelnicy widzimy duży potencjał, ewentualnie ogólniej: od wydawania rzeczy, w które z różnych powodów nikt nie wierzy, oprócz nas - czytelników.
Zapewne trzeba by to w jakiś sposób sformalizować, ale ja jestem za jak najprostszymi (i najmniej kosztownymi) rozwiązaniami.