Trzeba zrobić rozróżnienie między współczesną produkcją przedstawiająca kontrowersyjną kwestię a tekstem kultury należącym do zamkniętej już epoki estetycznej, ideowej, które zwykle wydaje się z takim czy innym komentarzem, ale w przypadku których też, warto to zaznaczyć, podchodzący do nich czytelnik czy widz ma świadomość ich swoistości i zwykle wie, jak to zjeść.
Do pierwszej kategorii zalicza się, według mnie, miniserial niemiecki "Nasze matki, nasi ojcowie", który w jednym z wątków pokazywał antysemityzm żołnierzy AK i ich obojętność na los żydów wywożonych do obozów, a który Telewizja Polska zdecydowała się pokazać, zamykając emisję serialu dyskusją poświęconą kwestiom perspektyw na historię i sposobom korygowania przekłamań tego rodzaju popularnych produkcji. Nic konstruktywnego wtedy nie uradzili, bo nikt nie ma kontroli nad wolą takiego czy innego producenta czy wydawcy. Konstruktywne było na pewno stanowisko władz TVP, które w świetle kontrowersji zaistniałej w prasie, zdecydowało się serial polskiej widowni pokazać i na gorąco przedyskutować rzecz w oparciu o znany wszystkim materiał. Dzięki temu bliższe stały się widzom serialu i "zagrożenia", jakie płyną dla wizerunku jednostek i narodów ze strony wolności słowa, i - lokalnie - potrzeby samych Niemców, którzy tworzą narracje na temat wojny akcentujące ich punkt widzenia, punkt widzenia ich rodziców czy dziadków.
Historia nie istnieje. Historię (czy raczej historie) się opowiada. Więc tak - odpowiedzialny wydawca wykorzysta stronę posłowia, by ewentualne kontrowersje, nieścisłości zaznaczyć. i pozwolić czytelnikowi zmierzyć się z nimi na własnych już warunkach.