No to wdam się w polemikę (jak zwykle zresztą). Co takiego niezwykłego jest w Czerwonym Synu? Mamy inne przedstawienie znanych postaci, ale to jest akurat coś, czego spodziewam się po każdym elseworldzie. Nihil novi. Motyw przewodni jest oczywiście ciekawy, ale czy został on aż tak dobrze wykorzystany? Millar co prawda ustrzegł się pójścia po linii najmniejszego oporu (złe ZSRR + dobre USA + jakieś cudowne nawrócenie S), ale dalej to wszystko jest dość płytkie. Sytuacja w obu obozach jest - moim zdaniem - ledwie zarysowana, a nastroje społeczne nieprzekonujące. Relacje między postaciami nie są eksplorowane. Przedstawione zdarzenia są pozostawiane bez dalszych konsekwencji. Zakończenie jest dobre. Nawet bardzo. Ale wszystko co dzieje się przed nim to imho dość zwyczajny komiks jest.
Trudno używać słowa zwyczajny w sytuacji kiedy czyta się coś pierwszy raz w takiej formie. Nic nowego? Dla mnie jest. Jednym z powodów może być moja nikła kolekcja komiksów z Supermanem, no bo co tam solowego wyszło? Cztery pory roku, All-Star Superman i trzy tomy Action Comics. Trochę mało. Zeszytówek nie liczę, bo nie byłem wtedy nawet świadomy, że takowe wychodzą - byłem po prostu zbyt młody.
Jak słusznie zauważyłeś, Millar nie poszedł po najmniejszej linii oporu, tylko starannie i planowo rozmieścił układ sił. W racjonalny sposób stworzył podwaliny pod nowy świat. Związek Radziecki z Człowiekiem ze stali, Amazonki, armię USA z Luthorem i jego szalonymi pomysłami, wspomaganym
oddziałem Zielonych Latarni.
Jest logika, na którą zwracam szczególną uwagę w tych wszystkich pokręconych scenariuszach.
Dalej, świetnie ukazał
Lanę i jej symboliczny wpływ na zmianę zachowania Supermana.
Podobnie jak śmierć towarzysza S, czytelnik po kroku zostaje obdarowany elementami układanki, która kształtuje głównego bohatera. Relacje pomiędzy bohaterami są ukazywane, tyle że "chemia" nie działa we wszystkich relacjach. Za mało na to miejsca, aby ukazać wszystko w jednym tomie. Z drugiej strony należy się zastanowić, czy rozbudowanie ich ma sens? Być może, ale w żadnym razie nie jest to konieczne.
Nastroje społeczne są na dalszym planie, widzimy jednak ich zarys
(ponownie scena z Laną i brakiem jedzenia)
czy pośrednio w obawach postaci drugoplanowych (jak dziennikarze). Czytelnik sam może wywnioskować, jakie problemy ich trapią.
Zakończenie zamyka klamrą cykl, ostatnia strona świetnie ukazuje jak przypadek może wpłynąć na los świata, co oczywiście doskonale znamy z historii.
Jeśli chodzi o grafikę to w pełni zgadzam się z pochwałami zawartymi we wstępie i tekście na końcu.
"Piszecie"? Skąd ta liczba mnoga?
Co jakiś czas ktoś ciągle o niej przypomina. Stąd liczba mnoga.
Czy Ty w ogóle przeczytałeś powyższe posty? Ze zrozumieniem? Czy tak jak czytasz komiksy?
Zacytowałem wypowiedź do której się odnosiłem.
A poza tym...Pfff... wszechwiedzący. Czy o kolekcji Thorgala też nie było mówione, że niemożliwa bo Egmont?
Nie przypominam sobie, żeby Egmont wspominał coś o wyłączności na Thorgala. Miał prawa do serii - to jasne, ale być może bez potrzebnych gwarancji nie mógł nic zrobić. Trudno wyrokować jak to jest z kolekcjami. W przypadku DC pojawiła się natomiast jasna deklaracja, która sugeruje, że w tym przypadku odpowiednie kroki zostały wykonane.