A ja mam z "Nową granicą" problem...
Jest to dzieło o epickim rozmachu, pięknie pomyślane i opracowane, ciekawie narysowane. Wspaniale uchwycono klimat amerykańskich lat 50., żywcem przeniesiony z ówczesnego kina, telewizji, literatury popularnej, reklamy i (zapewne) komiksu. Z pewnością "Nowa granica" jest jednym z bardziej wartościowych komiksów superhero po 2000 roku. Tego jej nie można odmówić.
A jednak jakoś mnie nie porwała.
Być może to kwestia tego, że nie jestem zagorzałym fanem DC... Gubiłem się trochę w wątkach mniej znanych postaci (tych wszystkich wojskowych i parawojskowych, o dość podobnych twarzach). Ambitną, skomplikowaną strukturę narracyjną trudno uznawać za wadę, ale w przypadku gdy komiks nie "wciągnął" od razu - nie ułatwiała jednak lektury.
Do tego jakoś zawadzał mi stopień inspiracji "Nowej granicy" kolejnymi "kamieniami milowymi" komiksowego miestreamu: "Strażnikami", "Powrotem Mrocznego Rycerza", "Marvels"... Nie przeszkadzałoby mi to pewnie, gdyby były to jakieś bardzo generalne podobieństwa, czy fanowskie "easter eggs". Tymczasem tu pewne wątki były jakby wprost wyjęte z tych komiksów i zaadaptowane bez większych zmian (np. Superman pracujący dla rządu i z tego powodu wysłany przeciw Batmanowi
). Nie było to moim zdaniem coś, co nazwałbym "twórczym nawiązaniem".
Dodatki, zwłaszcza przypisy, bardzo mnie ucieszyły. Pomyślałem sobie - czego nie wyłapię, to sobie doczytam. Tymczasem jednak przypisy te - nieraz bardzo ciekawe - były na tyle "autorskie", że czasem niewiele pomagały. W paru miejscach mi ich zabrakło, w paru niepotrzebnie coś zaspoilerowały, a w paru wręcz zirytowały.
Reasumując - uważam, że jest to bardzo dobra pozycja, godna swojej ceny. I bardzo dobrze, że u nas wydana. Niemniej mnie jakoś nie porwała i - co tu dużo mówić - jest pewnym zawodem.
Mam podobne odczucia po skończonej lekturze. Chyba miałem zbyt duże wymagania bo rozczarował mnie ten komiks mocno. Nie da się mu odmówić, że jest czymś więcej niż typowym superhero, o epickim rozmachu, ale co z tego gdy lektura zupełnie mnie nie porwała. Momentami była to niezła i oryginalna historia a momentami czułem się jakbym obcował z nie do końca udaną kopią Strażników i Marvels połączoną z originami niektórych postaci DC (po raz setny). Do tego zbyt dużo tu było jak dla mnie poprawności politycznej.
Rysunkom oryginalności nie da się odmówić, ale mnie styl Cooke nie do końca przekonuje. Dla mnie to jest rysownik jednej twarzy. 80% postaci w jego komiksach wygląda tak samo a różni się tylko włosami. Przez pół komiksu gubiłem się w tych wszystkich wojskowych, generałach i doktorach, nie potrafiłem ich odróżnić. Sam Cooke nie ułatwiał sprawy bo na przemian dla każdej postaci używał a to imienia a to nazwiska albo ksywki a były tu nawet takie postacie, które miały dwie ksywki (Ace). Lois i ta panna z którą kręcił Hal - przecież one na niektórych kadrach wyglądały dosłownie tak samo, jedynie we włosach były jakieś drobne różnice.
Osobny akapit należy się polskiemu wydaniu bo te jak na swoją cenę jest fatalne. Ucieszyłem się, że komiks będzie na off-secie, ale nie spodziewałem się, że papier będzie tak niskiej gramatury. Czerń i ciemniejsze kolory w niektórych miejscach były wyblakłe, druk słaby. Przy Sprawiedliwości Muchy wygląda to blado.
Reasumując, była to interesująca lektura, na pewno warto było się z nią zapoznać, ale to zupełnie nie ta liga co Watchmen, Marvels czy DKR. Spróbuje przeczytać NG jeszcze raz bo na chwilę obecną nie potrafię obiektywnie ocenić tego komiksu, ale z tym może być ciężko bo nie potrafię się zmusić nawet do przeczytania dodatków.