Od dawna chciałem "Runaways" przeczytać, ale teraz po lekturze uczucia mam mieszane.
Oczywiście, jest to znacznie powyżej poziomu przeciętnej superbohaterszczyzny. Jak to u Vaughana - gość ma taki talent narracyjny, że po prostu chce się obcować z jego bohaterami, wchodzić w jego światy, łapać na (często przecież naciągane) cliffhangery...
Jednocześnie mam zwykle wobec jego twórczości poczucie, że idzie mu to trochę "za łatwo", że w swojej pomysłowości jest aż nazbyt przewidywalny (w "Runaways" praktycznie od razu domyśliłem się kto jest "kretem"), że leje wodę.
Zawsze też jego technika opowiadania opiera się na tym, by "gonić króliczka", a nie go "złapać". Ale tym razem miałem poczucie większej niż dotychczas jałowości tej pogoni.
Może chodzi o to, że jest to jednak komiks adresowany wprost do młodzieży i nie ma ochoty poza to wychodzić.
Może chodzi też o mierne rysunki, które tylko pospiesznie "referują" scenariusz...
W każdym razie przyjemność z tego tomu miałem zdecydowanie mniejszą, niż z "Sagi", "Y", czy nawet "Ex Machina".
Reasumując, jak na komiks Marvela to jest to 5+, jak na komiks Vaughana 3- (minus za poziom rysunków, który w komiksach Vaughana i tak zwykle mnie nie powala, ale tu już naprawdę państwo graficy się nie popisali). Razem wychodzi 4.
A ciąg dalszy oczywiście biorę.