"Początki Marvela: Lata Sześćdziesiąte" przeczytane. Historie w których narodziło się uniwersum Marvela to wielka rzecz. Pewnie, że dziś to ramotki, że większość z tych originów poznaliśmy już w nowszych wydaniach, czy to komiksowych, czy filmowych, ale nie sposób nie docenić wartości historycznej tego tomu.
Najlepszy origin jak dla mnie do ten Daredevilowy - ze wzgledu na rysunki jak i sama nietypowa forme.
Dla mnie też! Kreska Everetta podchodzi mi znacznie bardziej, niż ta Kirby'ego z początku lat 60-ych. W ogóle rozczarował mnie Kirby - to mój pierwszy kontakt z jego komiksami, naczytałem się jaki to z niego jest "King", przykładowe rysunki wyszperane w goglach robiły na mnie duże wrażenie, ale w komiksach z tego tomu już niekoniecznie. Spodziewałem się czegoś takiego:
Na tych planszach dużo się dzieje, w porównaniu z nimi, te "Początków Marvela" sprawiają wrażenie, jakby styl Kirby'ego dopiero się kształtował. Oczywiście czekam na kolejne komiksy Kirby'ego i kolejne starocie w WKKM, bo choć sporo w nich kiczu, to jeszcze więcej mają w sobie uroku.