Ok, narracja może Tobie się nie podobać, jak i cały motyw na którym oparty jest Kruk. Jasna sprawa. Ale pisanie dyrdy**ł o papierowych postaciach i śladowych ilościach fabuły w historii, która opisuje stan psychiczny osoby po traumie jest kompletnie niezrozumiałe.
Pisanie komuś, że pisze dyrdy**ły, jest raczej niegrzeczne. Tym bardziej, że postacie w tym komiksie są mocno papierowe, fabuła się rwie, a i z budzeniem emocji różnie bywa.
(Oceniałbym "Kruka" podobnie jak -gościu-, ale jestem dostatecznie stary, żeby pamiętać, jakie wrażenie zrobił na mnie kiedyś ten komiks).
Mnie to urzeka, autor uzewnętrznia swoje odczucia, przelewa na papier najpiękniejsze wspomnienia jakie utkwiły mu w pamięci, a także w dramatyczny sposób rozprawia się z przeszłością. To z lekka przypomina pamiętnik, a Kruka należy traktować jako wyrzucenie z siebie ogromnej ilości emocji jaka siedzi w autorze.
Dziewczyna zginęła w 1978 roku. Facet zaczął rysować komiks w 1981, skończył w 1989. Cały "Kruk" ukazał się w 1992.
Jak patrzę na daty, to nie wierzę, w dziesiecioletnią traumę, tym bardziej, że przekłada się ona na komiks pełen brutalnych scen i sztampowego wyobrażenia miłość aż po grób (i dalej).
O'Barr ładnie się wpisał w gotyckie klimaty (Bauhaus, Joy Division, The Cure), trochę się podparł japońszczyzną (demon, który się mści za krzywdy, których doznał za życia) i wymyślił dzięki temu w miarę oryginalną postać, co natychmiast kultura masowa wykorzystała.
Dodatkowy kłopot z "Krukiem"polega na tym, że ten komiks jest w sumie źle narysowany, ale właśnie to stanowi pożywkę dla wszystkich uważających, że wyraża on prawdziwe emocje autora (i jego traumę). Było kilka prób opowiedzenia tej historii lepiej, ale przepadły (najbardziej żałuję, a "Kruk" O'Barra ma status klasyka. Podejrzewam, że przyczyniła się do tego śmierć Brandona Lee na planie filmu, ale wierzę jednak, że gdyby komiks nie mia.ł innych walorów, to jednak by się nie obronił.