Przyznam, że uważałem, że jest to komiks nie dla mnie. Żarty Ennisa uważam za wulgarne, rysunków Robertsona specjalnie nie lubię (z wyjątkiem tych w "Transmetropolitan", ale tam tusz kładł Rodney ramos i pewnie dlatego wygląda to po ludzku). Tematyka superbohaterska mnie nie kręci, a robienie komiksów o tym, jak ktoś superbohaterom dopieprza uważam za odpowiednik kopania leżącego.
Zdecydowałem się to przeczytać ze względu na kolegę, który maczał palce w realizacji polskiego wydania, bo chciałem zobaczyć, jak mu poszło.
I wsiąkłem.
I chcę więcej. I chcę tego jak najszybciej.
Żarty Ennisa są tu wyjątkowo wulgarne, rysunki Robertsona brzydkie, a sposób podjęcia tematyki spuszczania łomotu superbohaterom naprawdę przypomina kopanie leżacego. Ale to wszystko razerm na jakiejś przedziwnej zasadzie doskonale działa. Czyta się to znakomicie i jedyne, co przeszkadza, to fakt, że tomy się zbyt szybko kończą i za rzadko się ukazują.