Po pierwszym MFKiG w moim życiu wrażenia jak najbardziej pozytywne. Przyjechaliśmy tylko na sobotę (i to nie całą, bo mieliśmy w planach odwiedzenie muzeum Se-Ma-Fora - kapitalne miejsce, polecam!), ale za rok na pewno pojawimy się na całości. Tym bardziej, że jeszcze trochę w Łodzi do zwiedzenia zostało.
Trochę było opóźnienie o 9 przy wejściach, ale nieduże i kolejkon szybko się rozładował, dzięki czemu mogłem od razu gnać do Multiversum i kupić wszystko, co zaplanowałem (komiksy Millara i inne z Image po 20zł, Batgirl za 30zł - super).
Atmosfera nieco inna niż na konwentach typu Pyrkon czy Polcon. Trochę mniej lub bardziej zaplanowanych zakupów zrobiłem (m. in. "Zyrwa się wiatr" za 20zł i 2 tomy "Hildy" za pół ceny).
Prelekcje i spotkania z wydawcami bardzo in plus, chociaż np. spotkanie z Egmontem zaplanowane tylko na 30 min.
pozostawiało niedosyt. Kapitalne było spotkanie z twórcami "Tymka i Mistrza". Ciekawe informacje na temat powstawania produkcji, fantastyczny 1 odcinek i maskotki Smoka Diplodoka (jedną otrzymałem "za aktywność", że się tak pochwalę)
Nie mogę się doczekać premiery serialu, szkoda, że jeszcze przynajmniej półtora roku...
Fajnie tez było posłuchać konferencji tłumaczy i obrony przekładu "Mushishi". Brakuje mi większej ilości takich spotkań na innych imprezach. A i tu mogliby się zaprezentować inni wydawcy, bo, o ile wiem, sporo z nich nie przedstawiło swoich planów.
Słabo przygotowany był program. Brakowało mi czytelnej tabelki. Książeczkę trzeba było wertować, żeby sprawdzić co się aktualnie dzieje w różnych salach. W dodatku nigdzie nie było informacji o czasie trwania poszczególnych atrakcji, niektóre zaczynały się o pełnych godzinach, niektóre 15 po, a niektóre o wpół.
Trochę szkoda, że w przeciwieństwie do np. Pyrkonów, na MFKiG nie ma specjalnie konkursów. Ale, z drugiej strony, może to i dobrze, że ta impreza jest trochę inna.
Przestrzeń growa na środku Atlas Areny taka sobie. Miejsce dla planszówek ciemne, retro gier elektronicznych nie odnotowałem.
Szkoda, że tak mało było cosplayerów. Samego konkursu nie widziałem (chyba nie odbywał się w sobotę), ale na korytarzach przebranych osób jak na lekarstwo.
Jak zobaczyłem kolejkę po numerki, to autografy sobie odpuściłem. Zresztą, były ciekawsze rzeczy do roboty i uznałem, że jakoś przeżyję bez podpisu/rysunku na moim "Lobo".
Dodatkowym plusem tegorocznej wizyty był dla mnie plenerowy spektakl "Jesus Christ Superstar" w piątek wieczorem. Niestety, nawigacja się zbuntowała i trochę się spóźniliśmy, ale i tak było fajnie.