Dobra, ktoś musi zacząć.
Od półtora tygodnia męczę (się) z Kryzysem na nieskończonych ziemiach.
Przeczytałem jakieś 200 stron i dawno nie miałem takiej niechęci do powrotu do komiksu, nawet przy najstarszych Hulkach, Thorach czy Iron Manach z WKKM.
Nudny bełkot, wodospad nic nie wnoszących dialogów, totalny chaos i przede wszystkim 90% wszystkich bohaterów jest nie tylko kompletnie nieznanych polskiemu czytelnikowi, a przez to, co najgorsze, zupełnie obojętnych.
Doceniam monumentalność i wpływ tej historii na uniwersum. Ale nie dostrzegam jej geniuszu. Czy ktoś może mi wytłumaczyć co przegapiłem? Bo z entuzjastycznych komentarzy zamieszczanych od czasu zapowiedzi wynika, że chyba jestem jedyny...