Będę wdzięczny chociażby za krótką odpowiedź.
Skok jakościowy zaczął się da mnie jakoś w 1978 od Jim Starlina w Warlock'u i Claremnta w X-men
A w latach 80-tych jest tylko lepiej...
Przed tym okresem wiele było tzw głównych serii, w których jakoś nie mogłem się zakochać...
Thor, Iron Man, Fantastic Four... To nie byli moi faworyci...
Hulk, Captain AMerica, Avengers... Ci mieli wspaniałe historie, ale poprzeplatane jakim bezsensownym szajsem, i nigdy człowiek nie wiedział jaki bedzie następny numer: wiekopomne wydarzenie, czy szaj bez sensu z zapomnanym złoczyńcą albo gorzej - jednorazowym przeciwnikiem tak beznadziejnym, że nigdy więcej nie wrócił, i nawet chwała mu za to...
A lata 80-te jakoś podciągnęły ten średni poziom...
I ten poziom serie te trzymały i czytaem je nawet jeśli czasem bez ogromnej satysfakcji to jednak z przyjemnością... No, może poza Thorem, któy zlewa się dla mnie w jedno, i poza runem Simonsona nie jestem w stanie wskazać jakiego okresu, który bym specjanie pamiętał... Ale to może wina moja, a nie syna Odyna...
Ale pytałeś o zaskocznia i rozczarowania...
Mam problem (i pisałem o tym tutaj) z Daredevilem...
Po całym okresie Millera, i tym co było między nim a nim nie mogę znaleźć współnego języka z Panią Nocentii...
Drażni mnie...
Fajne są jej mistyczne rzeczy (Blackheart rządzi) ale jej zaangażowane politycznie fabuły są dla mnie zbyt nachalne, zbyt jednoznaczne, zbyt na siłę...
Odpady radioaktyne złe... TO WRZUĆMY KOGOŚ DO BECZKI Z NIMI!!!!!
Przetworzona żywność zła... TO POKAŻMY ŻE NA FARMIE JESZCZE PORYWAJĄ I EKSPERYMENTUJĄ NA KOBIETACH...
Wyscig zbrojeń zły... TO POKAŻMY CHŁOPCA, KTÓREGO PROBLEMY TKWIĄ TAK NAPRAWDĘ GDZIE INDZIEJ, ALE MA BOGATĄ WYBRAŹNIĘ I DUŻO CZASU TO JEST SAM TO SIĘ FAJNIE ZAFIKSUJE NA III WOJNĘ ŚWIATOWĄ...
Jej scenariusze to krzyk aż głowa boli... Zero niedomówień, zero niejednoznaczności, zero dla wyboraźni czytenika. Jedynka... dla Pani Nocentii...
Czekam też na te ochy i achy przy czytaniu Hulk Petera Davida... wielu ludzi chwali okres Fixita, ja już jestem za Acts of Venegance i nie czuję tego. to są fajne historie, ale nic specjanego tam nie widzę... Dużo lepiej się bawiem czytając histrię "Crossroads" gdzie bezmózgi Hulk przmeirzał przypadkowe światy. Ale czkeam. może to jezcze przede mną... historia Countdawn z Leaderem miała jakieś tam zdatki. może się to roziwnie... zobaczę...
Czytając zawsze czekam na Pająka. BArdzo na ASM. Mniej na WoS. Nie czuję za to Spectacular... Nie wiem z czego to wynika... Jakieś uprzedzenia... no sorry..
Powoli sobie uzupełniam dziury w tym co wiedziałem z TM Semic...
I pochłaniam Mutantów Claremonta. Trochę już jestem u końca jego czasu, słabnie to trochę, ale jest dobrze... Mutanci to mój odłamek świata Marvela. Jestem fanem mutantów... Za mało Wolverine jak dla mnie
Z rzeczy, które miały byc dobre i były dobre to Iron MAn Michelinie...
Moon Knight Moencha i Sienkiewicza...
ASM Sterna...
Cpatain Britain Moore'a
ROM... Bajka... ale czułem konwencję...
Punisher...
Zaskoczył Savage Ka-Zar. Do dziś nie wiem, czmu gościu wychowany w Savage LAnd zaczął rzucać popkulturowymi nawiazaniami i mówić płynnym angielskim, ale kupiłem to.
I zakochałem się we wszystkim co robi Byrne. Alpha FLight? Miodzio. FF? Nareszcie da się czytać... Avengers? no pewnie...
Ale to co zrobił a Avengers West COast to majstersztyk, który zmienił swiat MArvela na zawsze i dał podwaliny pod te wszystkie eventy, o których tu się rozpisujecie...
Mistrz!!!!
I jako jedyny umie rozwalać czwarta ścianę... Wystarczyły trzy numery po jego odejściu z Savage She Hulk żeby zobaczyć jakie to byo lekkie i niezobowiązuje u niego, a jakie duszne i neiapteyczne jest u innych... Jakieś pseudogerberowskie szajsy teraz tam są... JOHN, WRÓC!!!
Zawody:
Dazzler... Słabizna... Ta dzieczyna nigdy nie umiała skupić na dłuzej moje uwagi... A "Beatu & a Beast" to pośmiewisko...
"The Thing". Lo jezu zęby bolą... solowe marudzenie na pustej planecie... ciągnie się jak flaki z olejem... o niczym... i monotonne... błe...
Nie lubię What iF. Chciałem. Ale nie mogę... niby się to zaczyna zawsze od czegoś co znam... Ale piszą to często jacyś etatowi zapychacze... To tak piszą jakby bohaterowie wiedzieli, że to nie 616. Normalnie by tam ktoś kogoś ratował, a tak to jakby Wolverine sobie mówił "O. Daredevil zainfekowany. Ale to nie regularna seria, nie muszę go próbować ratować. Jebu! Nie ma głowy Daredevila"
Bez pomyślunku to. Ładne opakowanie, a w środku wydmuszka...
Bardzo czekałem na Power PAck. I Cloak & Dagger. Znałem ich trochę z TM Semica, miałem smaka, ale te serie dla mnie nie dają rady... To nie moja klima...
No a najbardziej zawiód mnie Speedball... No znałem jeden numer z nim z New Warriors tylko, to prawda. Ale wydawał się fajny... I mam spory szacunek dla Ditko. ALe jego powrót w latach 80-tych to pomyłka... Rysunki można by jeszcze uznać za retro jakieś czy coś... Poszukać tam na siłe jakiejś tęsknoty do pierwszych SPidermanów... Ale te scenariusze to pomyłka. Są złe... Nie tak złe, że aż dobre. Nie! Pp prostu złe!!!! ten gość został w latach 60-tych i nie rozwinął się nic a nic. No ta seria to największa tragedia lat 80-tych da mnie. Ble... Ból fizyczny gdy trzeba było natępny czytać. A przecież ich tylko dziesięć (o 9 za dużo) było..
I teraz polecanki...
Zawsze największy wpływ na mnie mają serie, których się nie spodziewam i o których bym nie słyszał gdybym nie robił co robię...
Comet Man - bardzo fajna mini seria o naukowcu obardzonym przypadkiem kosmiczną mocą (tak, wiem, było już) ale odpwoiednio mroczna, odpowiednio nieprzewidywala, odpwoiednio ciekawa. I za krótka by ją zepsuć...
Silver Surfer... No nareszcie coś kosmicznego... Brak kosmicznego Marvela przez pierwszą połowę lat 80-tych to skandal. ALe jest. I jestem akurat tam gdzie zaczyna się Ron Lim. A natępny dla mnie numer to podobno pierwszy numer runu Starlina. NAPALAM SIĘ!!!
QUasar. Nigdy gościa nie lubiłem. Plątał się gdzieś na peryferiach i w tej serii z Thingiem co się ze wszystkimi spotykał we dwóch. Słaby. Ale solówka pierwsza klasa. Rozkreca się, ale jest dobrze...
No i teraz moje ulubione serie... Niestety wszystkie o tym samym i wszystkie poza 616....
Squadron Supreme... 12 częsciowa mini seria o tym co by było gdyby grupa superbohaterów zdecydowała się bardziej wpływac na świat. Aż za bardzo. Potem było takich wiele historii. Ale ta też sroce spod ogona nie wypadła...
Star Brand (z New Universe). Co by było gdyby niemal nieograniczoną moc dostał koleś ze zlewem na wszystko i emocjonalnością 13latka... Niby chce dobrze, ale jest takie przysłowie... Szczególnie dobre, gdy przejął to (niespodzianka!!!) BYrne...
No i mój osobiście Ulubiony Nth Man Ultimate Ninja... Co by było, gdyby nieograniczona moc dostał wycofany społecznie geek miłośnik komiksów MArvela... Niezywkła uczta na poziomie META dosłownosci, podróż w świat dzieciństwa amerykańskich chłoców czytajacych swoje pierwsze komiksy Stana i Jacka, ale siebie też tam można znaleźć...
Nie umiem pisać tak, zeby się nie powtarzać, i żeby to miało głębię... Ale mam nadzieję, że ktoś coś będzie miał z tego mojego słowotoku