A ja się będę upierał, że przy tego typu generalizacjach, warto posługiwać się czymś więcej, niż "wydaje mi się" i tzw. wiedzą potoczną.
Nasza perspektywa oglądu jest na tyle krótka, a do tego zaburzana przez sentymenty i nostalgię, konflikty pokoleniowe itd., że bardzo łatwo wypowiadać sądy w stylu, że obecne komiksy robione są pod analfabetów lub wtórnych analfabetów (co sprzeczne jest w ogóle z logiką już na poziomie językowym, skoro większość komiksów posługuje się jednak słowem pisanym).
Teraz mamy
Warsaw Shore, Trudne sprawy, Dlaczego ja i Celebrity splash
a np. w latach 50. mięliśmy "Devil Girl from Mars", "The Brain from Planet Arous", czy "The Giant Gila Monster". I tak sobie można słowo przeciwko słowu wytaczać...
Tymczasem minestreamowy komiks w latach 60.-70. (aż do 80.) w Ameryce usilnie zabiegał o NIEuznawanie go za rozrywkę wyłącznie dla szłabo-piśmiennych dzieciaków i to m.in. stąd wywodziła się taka obfitość tekstów.
Być może więc na obecny kształt tegoż minestreamowego komiksu wpływ mają inne czynniki niż analfabetyzm (choćby i wtórny), np. niszowość komiksu (a nie jego ogólnospołeczna wszechobecność, jak przed 40 laty), czy oddziaływanie narracji wizualno-tekstowych rozwijających się w sieci.