Po lekturze drugiego tomu Nicka Fury'ego muszę przyznać, że pochlebne sądy o Sterance jako o innowatorze i wizjonerze komiksu, na jakie trafiałem wcześniej, były w pełni uzasadnione. W życiu chyba nie widziałem tak odjechanych grafik i tak silnych nawiązań do surrealizmu i op-artu.
Fabuła - można powiedzieć - dopasowała się do rysunków, bo niektóre zwroty akcji były tak nieprawdopodobne, oniryczne i/albo wydumane, że trzeba wzruszyć ramionami i podziwiać dopasowanie strony tekstowej i graficznej.
Żółty Szpon i jego gromadka jako androidy Dooma, który "dla zabawy" niemal przejął władzę nad wszechświatem? Wyskakujący od czapy nazistowscy piraci w szkockim jeziorze? Sen, w którym Fury zmienia się w kosmiczną stonogę?
Pogratulować wyobraźni! Widać też spore inspiracje Bondem książkowym (
walka z ośmiornicą jak w Doktorze No
) i kinowym (
scena z zabójstwem "kopii" Fury'ego na początku jednego z zeszytów przypomina początek Pozdrowień z Rosji; jest też cameo Connery'ego przy zakładzie fryzjerskim
) oraz
Psem Baskerville'ów.
Tom urywa się w dość denerwującym miejscu dla osób, które nie znają tożsamości Scorpio. Ponadto w moim egzemplarzu na paru stronach były wskutek jakiegoś błędu drukarskiego cienkie pionowe czarne kreski przez całą stronę - mnie to w ogóle nie przeszkadza, ale niektórzy zapewne by takie coś reklamowali.