Nikomu nie chce się nic skrobnąć?
J.J. wraca i to z przytupem. Może Bendis przestał pić/ćpać/odstawił leki (tak, dowcipkuję jeno
) i wrócił do formy a może po prostu nigdy nie powinien był pchać się w nic innego niż street level hero, bo to zupełnie inny człowiek niż koleś od porażki "U. X-Men". Zastanawiałem się jak to będzie wejść drugi raz do tej samej rzeki i wbrew wszelkim obawom poszło nadspodziewanie lekko, łatwo i przyjemnie. Historia nie jest przesadnie zakręcona, ale jak na mój gust ciekawsza od tego co zaserwowano w pierwszym tomie "Alias" (a ten czytało się dobrze).
Po Netflixowej J.J. myślałem, że trudno będzie się przestawić z powrotem na taką a nie inną kreskę, ale i to nie okazało się być problemem - "J.J. Uncaged" to jak powrót starej znajomej. I tylko (ponownie) alternatywne okładki na końcu przypominają, że nasza bohaterka nie ma 45 lat i kilku nieudanych operacji plastycznych za sobą.
Ale poważnie: nie spodziewałem się, że Bendis wydobędzie z siebie cokolwiek ciekawego i przyznaję się - nie miałem racji. Po dzisiejszej lekturze czekam na kolejny tom. Niecierpliwie.
P.S. Jeśli ktoś jeszcze nie czytał tych wszystkich tasiemców "New Avengers", "Avengers T.R.O." i "Tajne wojny" to dostanie spoilerem po oczach tak bardzo, że aż będzie bolało. Tego akurat nie przewidziałem. Ale co tam. Ważne, że Jess wróciła i jest w formie.