Trochę się wahałem, bo jak niektórzy już tutaj wiedzą, marvelowska eventoza działa na mnie ostatnio jak płachta na byka, jednak ostatecznie jestem z Anihilacji bardzo zadowolony. I nawet jeśli cała ta inwazja tego śmiesznego Analhilusa to po prostu kolejna akcja typu Zły Czyni Rzeczy Straszne Bo Tak, Bo Jest Zły, Groteskowy, Pozbawiony Poczucia Humoru i Ma Skłonności do Mówienia o Sobie W Trzeciej Osobie, to dialogi między bohaterami wynagradzają bardzo wiele. Abnett i Giffen są doskonali, a ten drugi jak zwykle niezastąpiony w ciętych ripostach jakimi obrzucają się nasi bohaterowie (docinki tej małej w stronę "kiczowatych" superherosów to jest coś, co lubię). Odpowiada mi konstrukcja postaci Draxa po tym jego odrodzeniu, kiedy to stał się takim trochę marudą, a trochę poczciwiną (czasem to taki Bill Murray w ciele osiłka). No i grafika, szczególnie to, co widzimy w zeszytach o Novie. Kev Walker przytargał cały ten klimat 2000 AD do Marvela, za co mu chwała. Fajnie. I nawet jestem skłonny wybaczyć tego kiepskiego villaina. No, chyba, że w kolejnych tomach ma być lepiej.