ja i ciemność... po horrorze (a zazwyczaj jest już późno i wszyscy śpią) to tak: najpierw 1: zapalam światło z żyrandola, wtedy 2: wyłączam telewizor i następnie lampkę zza telewizora, 3: wychodzę i zapalam śwatło na korytarzu, potem 4: gaszę śiwatło w pokoju i zapalam na schodach, 5: idę na górę, (ściskając w ręcę laczki, żeby nikogo nie obudzić
tempo mam gorzej niż żółwie... 16 schodków to za dużo w takich okolicznościach
) 6: zapalam światło w swoim pokoju i lampkę przy łózku, 7: gaszę światło na schodach 8: gaszę światlo w pokoju i leżę sobie w łózku i coś robię (czytam piszę etc.) żeby pozbyć się chwilowego rozpamiętywania scen z filmu
(dostałabym pałę za powtórzenia, jakby jakikolwiek polonista to zobaczył)
ale ja to akurat mam duży dom i mieszkam w sumie na odludziu, więc jak nieraz słyszę w nocy coś, co brzmi totalnie jak kroki na chodniku, to się wzdrygam... albo jak oglądam horror i nagle... ktoś wie, jak można się... hmmm, zdenerwować, gdy przy całkowitym napięciu nagle drewno (boazeria, panele) tak jakby "strzela" (drewno ponoć cały czas pracuje)... i jeszcze te wspomagające grozę głośniki z dźwiękiem przestrzennym
gdy po zakupie tegoż sprzętu obejrzałam sobie jeszcze raz Innych to mnie autentyczne ciary przeszły... jak Grace słyszała te kroki na strychu, w rupieciarni...
brrr... ale ciemności całkowitej nie lubię. Za to kocham półmrok.