Wydaje mi się, że toczycie spór dot. wyższości Bożego Narodzenia nad Wielkanocą.
Z punktu widzenia kogoś kto w stos. do większości z Was jest laikiem: z jednej strony chciałoby się, żeby świat Marvela był od początku prowadzony z żelazną konsekwencją i żeby wszystko co dzieje się teraz miało sens i zakotwiczenie w poprzednich wydarzeniach (przyznam, iż strasznie nie lubię dopisywania treści z tyłu i po bokach, które nie mają punktów zaczepienia z "oficjalnym kanonem"; stąd np. nie podobała mi się - luźna dygresja - najnowsza odsłona przygód Wiedźmaka Sapkowskiego). Ale siłą rzeczy tak się nie da. Uniwersum Marvela to taki potwór, który żyje własnym życiem i nie sposób nad nim zapanować. Stąd trzeba się pogodzić z kolejnymi nowymi początkami (żeby dzieciak lat 10 mógł to ogarnąć) i próbami łatania oraz wygładzania całości. Ale: dopóki próby są sensowne i logiczne to ok. Gorzej gdy ktoś stwierdza, że to co działo się 10 lat temu to prehistoria i nie ma sensu zwracać na nią uwagi. I stąd po iluś tam numerach nagle jak diabeł z pudełka wyskakuje ktoś/coś co nie ma żadnego sensu w stos. do poprzednich wydarzeń, ale ponieważ kolegium redaktorów pomysł klepnęło to owo cudactwo jest.
Podsumowując: "Weapon X" jest w dechę i jestem cały szczęśliwy, że taki komiks powstał. "Wolverine. Geneza" jest takie sobie i mogłoby go nie być. Ale biorę też poprawkę na to ile miałem lat czytając pierwsze, a ile czytając drugie. Dobre historie - tego nam trzeba.