Moje zdanie o drugim tomie
Husha: nie zachwycił. Wydaje mi się, że Loeb próbował powielić formułę
Długiego Halloween (i powtórzyć jego sukces), ale niestety nie udało się. Cały klimat wcześniejszego dzieła wyparował, a to, co w DH było nowe i świeże, tu zaczyna już razić wtórnością. Dość podobne analogie fabularne było widać już w
Mrocznym zwycięstwie, tam jednak były do zaakceptowania (jako powiązania między dziełem a jego kontynuacją, gdzie często wręcz oczekujemy pewnych podobieństw). Finał historii jakby nie wypalił - wszystkie emocje zdążyły się ulotnić już wcześniej (może jednak to po części wina tego, że znałem tożsamość Husha jeszcze przed lekturą).
W kwestii rysunków - moja opinia o Lee, którego szczególnie nie cenię, nie ulega zmianie. Powiem tylko, że znacznie bardziej niż zęby Jokera Sale'a, o których była kilka stron wcześniej dyskusja, drażni mnie długaśny kinol (godny niemal Pingwina), z jakim Jokera rysuje Lee. Szczęki Sale'a da się bronić nie tylko jako cechy stylu rysownika, ale jako świadomej gry na ikonicznym atrybucie Jokera - jego uśmiechu. Groteskowe, wyolbrzymione zęby czynią z wyrazu twarzy uznawanego przez ludzi za przyjazny niepokojącą, dziwaczną, może trochę odpychającą minę - cechy bardzo pasujące do przewrotnego, skrzywionego charakteru Jokera. Niestety, jak można by wytłumaczyć tak komicznie wydłużony nos - nie mam pojęcia. Może coś z Pinokiem?