A co do Batmana i Syna, to podtrzymuje co pisałem wcześniej, historia ta to swoisty przeciętniak. (...) Powiem więcej jak na Morriosna to jest słaba historia. Może gdyby ktoś pisał inny to nie było by tyle słów krytyki, ale ten autor nie schodzi poniżej pewnego poziomu, a tu ewidentnie nic nie ma z jego błyskotliwego talentu.
To wciąż nie są argumenty. Argumentem byłoby wskazanie, że fabuła jest nieprzekonująca, ponieważ np.
gdy Damian zjawia się w jaskini, Batman od razu chce z niego robić harcerzyka, który ma porzucić metody Ligi Asasynów i wstąpić na drogę sprawiedliwych
. Albo (pod kątem stylistycznym i nawiązując do niekomfortowej metafory wymiocin Morrisona), że zabiegi takie jak wpisywanie onomatopei w ramy popartowych dzieł są marną sztuczką i tanim chwytem pod publiczkę mającym zamaskować fakt, że
przemiana Skrytobójców w ludzi-nietoperzy
to koncepcyjnie pomysł spalony (bo wymieniamy siekiery na kije - i to nie samobije), a ci, którzy się nim zachwycają, są jak snobistyczna publiczność zebrana na wernisażu wpatrzona z zadumą w te "bohomazy".
Ja jednak byłbym wdzięczny, gdyby ktoś przede wszystkim mi pokazał punkt w którym Morrison opuszcza się poniżej własnego poziomu. Jak dla mnie jego zdolność uspójnienia najbardziej dziwacznych (może nawet żenujących) elementów komiksowej tradycji (w tym przypadku łącznie z dziwacznymi historiami o Batmanie z lat 50tych) z metakomentarzami do świata popkultury jako właściwą ramą interpretacyjną, jest talentem, który w "Batmanie i synu" realizuje się w pełni. Precyzyjna czteroaktowa konstrukcja to samowystarczalna całość, która jednocześnie streszcza ambicje, jakie Morrison miał podczas tego pierwszego spotkania - i które później konsekwentnie realizował..
Dla mnie zaletą tej opowieści jest też to, że choć na 100% doceni ją pewnie ktoś, kto (podobnie jak autor "Batmana i syna") zna znaczną część tego, co od 1939 roku o Mrocznym Rycerzu się ukazało, to jest to również komfortowy punkt wejścia w serię dla nowych czytelników. Taka wieloadresowość mogłaby rzecz jasna potwierdzać obniżenie lotów Morrisona, gdyby tylko to, co wyczytujemy spomiędzy kadrów opowiadanej historii nie było mimo wszystko bardzo ciekawe.
I nawet patrząc pod kątem dalszej tworzonej przez niego historii to jest jej najsłabsza część, nawet pomimo późniejszego bardzo zwariowanego pomysłu jak wysłanie Batmana w podróż w czasie
.
A tu już nieco nie nadążam za logiką wywodu (może dlatego, że w grę zaczynają wchodzić
), ale spróbuję: świetny (bo zakręcony) pomysł fabularny z późniejszych zeszytów serii mógłby podnieść poziom wprowadzającej historii, tak? Ale "Batman i syn" jest tak słaby, że nawet gdyby Bruce Wayne
po drodze z plejstocenu wstąpił na chwilę raz jeszcze do tego etapu swojej biografii
, to i tak niewiele by zdziałał? Czy też może ten późniejszy pomysł fabularny jest tak idiotyczny, że aż trudno sobie wyobrazić, że coś mogłoby go przebić, ale na szczęście jest "Batman i syn", który już na początku nam mówi, ze za wiele nie możemy się spodziewać?