Tak przy okazji toczącej się dyskusji na temat podróży w czasie
Niedługo po brytyjskim ataku na Gallipoli w roku 1915 zaginał złożony z 500 ludzi oddział Brytyjczyków. Naoczni świadkowie twierdzili, że żołnierze weszli w zielonkawą chmurę... i już nie wyszli. Po zakończeniu wojny rząd Brytyjski zwrócił się do Turków( których podejrzewał w związku z ta sprawą) o zwolnienie jeńców, lub wyjaśnienia. Turcy jednak nic o tym nie wiedzieli....
To nie jedyny taki przypadek. W roku 1937 zaginęło 3000 żołnierzy Chińskich, a w starożytności cały rzymski legion( bodaj IX). Ponoć wytępiony przez plemię Brygantów nie potwierdzają tego jednak źródła.
Tajemnicze, zupełnie niewyjaśnialne zaginięcia zdarzają się często, ale także jeszcze bardziej tajemnicze powroty.
W 1946 roku na Traffalgar Square pod koła samochodu wpadł człowiek, który... zaginął 70 lat wcześniej. Ustalenie policji bezsprzecznie dowiodły, że to jedna i ta sama osoba i to w stanie w jakim zaginęła- ubranie wygląd. Tożsamość mężczyzny( który niestety zginął) potwierdziła jego córka, wówczas już staruszka. A dowodem były fotografie ojca.
Ciekawe jak można wyjaśnić tego typu zajścia...
Czy to dowód na możliwość spontanicznych podróży w czasie, tego, że czasem mogą powstawać rozdarcia w tkance czasoprzestrzeni? Pomysł rodem ze science- fiction i to tej zdecydowanie bliższej fiction, ale czy na pewno?